TYTUŁ: Serce jak głaz
AUTOR: Diana Palmer
ILOŚĆ STRON: 415
TŁUMACZENIE: Katarzyna Ciążyńska
WYDAWNICTWO: Harper Collins
DATA WYDANIA: 20.02.2019
Za możliwość poznania pióra Diany Palmer w jej najnowszej powieści dziękuję Wydawnictwu Harper Collins!
Któż
nie słyszał o jednej z bardziej popularnych pisarek romansów i powieści
obyczajowych, jaką jest Diana Palmer. A z racji, że jestem amatorką książek o
miłości, wstyd było przyznać, że nie znam jej twórczości. Więc, gdy tylko
pojawiła się okazja, żeby przeczytać jej najnowszą powieść, nie mogłam nie
skorzystać.
„Wielu ludzi budzi w nas strach, dopóki ich bliżej nie
poznamy”
Serce jak głaz…
Sam tytuł, piękna okładka i opis bardzo mnie zaciekawiły. Dwudziestotrzyletnia
Meredith ścigana przez płatnego zabójcę przy pomocy swojego przyjaciela
Randalla stara się odnaleźć bezpieczne schronienie na farmie zarządzanej przez
jego brata. Mężczyzna wiele przeszedł, a ostatnia kobieta z jaką się związał
zraniła go do tego stopnia, że postanowił zamienić swoje serce w głaz. Czy
młodsza od niego, niedoświadczona dziewczyna rozpali w nim uczucie, które tak
uparcie starał się od siebie odsunąć?
„Artystów nie da się wziąć w cugle. Równie dobrze
można zaganiać koty”
Fabuła
jest przewidywalna. Tutaj raczej niewiele może nas zaskoczyć. Już sięgając po
tę powieść podejrzewamy, jak prawdopodobnie się zakończy. W końcu to słodki
romans, w którym najczęściej miłość pokonuje wszystkie przeciwności… Ale
autorka wplotła tu także wątek niepewności. Czy uda im się uciec spod czujnego
oka zabójcy? Czy ich miłość będzie mogła także i to przezwyciężyć?
„Ktoś go skrzywdził, więc bywa nieprzyjemny. Ranne
zwierzęta atakują”
Szczerze
mówiąc było to moje pierwsze spotkanie z tego typu romansami. To nie jest
zdecydowanie powieść new adult, z którymi najczęściej miałam do czynienia. To
także nie pikantne erotyki, które można by czytać z wypiekami na twarzy, choć autorka
nie omija tego tematu. Nie jestem pewna, czy z racji na mój wiek nie przypadła
mi do gustu, czy także po prostu nie polubiłam za bardzo pióra tej autorki. Być
może, gdybym sięgnęła po nią za kilka lat, moje odczucia byłyby zupełnie inne.
Nie zrozummy się źle, nie uważam, że ta książka była stratą czasu, bo niektóre
momenty naprawdę mi się podobały, a całość pozostawiła po sobie neutralne
odczucia, aczkolwiek nie znaczy to, że nie spędziłam przy niej kilku miłych
wieczorów, bo powieść tę czyta się niezwykle szybko.
„Niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy pewni
siebie, życie ma dla nas pełno niespodzianek”
Jak
już wspominałam, fabuła nie jest wielce skomplikowana. Nie znaczy to jednak, że
mi się nie spodobała. Miła, lekka, przyjemna i gdyby wpleść w to więcej akcji,
więcej napięcia, więcej dramatów, które łamią serce, a później je składają, mogłaby
ona zyskać w moim rankingu o kilka punktów więcej. Niestety właśnie tego mi
zabrakło. Może dlatego, że występowała tu narracja trzecio osobowa, która sprawiała
wrażenie opowiadania tego, co kiedyś się wydarzyło, niż faktycznego przeżywania
losów bohaterów. Ponadto autorka niejednokrotnie wracała do opisywania tego
samego co parędziesiąt stron. Na dodatek, robiła to w dialogach, które moim
zdaniem nie wyszły przez to najlepiej. Wypowiedzi bohaterów nie są przeznaczone
do tego, żeby między innymi opisywać kto jest autorem wiersza cytowanego przez
jednego z nich. Zwłaszcza, że druga strona kompletnie nie reaguje na te
rewelacje. Jakby ich w ogóle nie słyszała, a zapisy dialogów były przeznaczone
wyłącznie do kontaktu z czytelnikiem. Co jeszcze ciekawsze – kiedy bohaterowie
wracali do tego, o czym już wcześniej mówili, odbiorca tych słów
niejednokrotnie jest zaskoczony tym, co zawiera opowiedziana przez niego
historia życia, chociaż niejednokrotnie już o tym słyszał.
„Choć wyznajemy różne religie, jednak w pewien sposób
jesteśmy podobni do siebie […] Pielęgnujemy naszą wiarę w świecie, który chce
sobie radzić bez religii”
Od
samego początku uderzyła mnie chaotyczność opisów. Nie miałam pojęcia, gdzie
właściwie znajduje się bohaterka, dlaczego się tam znalazła i kim była osoba,
która ją tam przywiozła, po czym zostawiła tam samą pod opieką nieprzychylnie
nastawionego do niej jego brata. Później sytuacja się wyklarowała, ale całość
opierała się przede wszystkim na opisach detali, przez co czasami miałam
problem z umiejscowieniem bohaterów w konkretnej sytuacji.
„Wolność to tylko słowo. […] Więc poszukajmy jego
treści. Ludzie, którzy są naprawdę wolni, nie chcą zapuszczać korzeni ani mieć
zobowiązań. Czyli taka wolność to samotność. […] Ja chcę innej wolności, czyli
prawdziwego życia, z korzeniami, stabilnością i dziećmi. Dla mnie to jest
wolność.”
Na
minus są dla mnie także bohaterowie, którzy właśnie przez nijakie dialogi oraz
narrację trzecio osobową, która ani nie pozwalała zobaczyć ich od zewnątrz, ani
nie wchodziła całkowicie do ich myśli (A może oni naprawdę tak niewiele
niekiedy myśleli?), stali się bezbarwni. Wszyscy tacy sami. Nawet ich historie
były tak podobne, że mimo iż autorka wciąż wracała do ich opowieści, nie
umiałam się połapać w tym, kto jest z FBI, kto z wojska, a kto był z gangu,
mafii lub zajmował się handlem narkotykowym, jednocześnie będąc w powiązaniu z
policją. To sprawiało wrażenie, jakby autorka wyciągnęła ich z jednej formy i
wyposażyła jedynie w kilka mniej lub bardziej charakterystycznych elementów,
które miały ich od siebie odróżniać. Główna bohaterka jest tematem na osobny
wywód. Bo teoretycznie nie była zła. Wiele przeszła, przez co zrozumiałe jest
jej małe obycie w świecie i to mi nawet nie przeszkadzało. Jednak idealizowanie
jej, nadawanie wręcz magicznych umiejętności, jak porozumiewanie się ze zwierzętami
i ich poskramianie, a także wnikanie w przeszłość ludzi malowanych na obrazach
wyłącznie poprzez jedno spojrzenie na nich było sporą przesadą jak dla mnie.
„Bez słów mówiąc wszystko to, co chciał powiedzieć”
Koniec
końców, książka ta nie jest zła. Sam pomysł na nią nie był zły. Z realizacją
poszło nieco gorzej, przez co sporo ta powieść na tym straciła. Być może Wam
przypadnie ona do gustu, mi oprócz w miarę przyjemnie spędzonych kilku
wieczorów, niczego nie wniosła. Nie mam po niej większych przemyśleń, które
pobudzałyby moją wyobraźnię i w jakiś sposób inspirowały. Podobał mi się tutaj
poruszony temat rancza i przystojnego kowboja. Może gdyby nie było aż tak
wyidealizowane i przesłodzone, to mogłaby być to naprawdę genialna powieść, bo
miała do tego potencjał, zważywszy także na wątek ścigania przez płatnego
zabójcę, który mógł być zrealizowany w niesamowicie ciekawy sposób, jednak
tutaj został kompletnie zepchnięty na nawet nie drugi, ale trzeci plan,
ujawniając się bardziej dopiero pod koniec. Czy przeczytałabym drugą część tej
powieści, gdyby taka wyszła (choć nie zapowiada się na to)? Raczej nie. I
dopóki mam jeszcze spore zaległości na półce, nie bardzo mam ochotę sięgać po
inne książki tej autorki, chociaż ta naprawdę była przyjemna i lekka. Cieszę się,
że mogłam poznać jej styl, chociażby z samej ciekawości, a także genialny
pomysł, podczas którego realizacji niestety coś poszło nie do końca tak, jakby
się wydawało, że mogłoby pójść.
Ciekawa recenzja. Myślę że gdy bede miała możliwość przeczytania tej książki to dam jej szansę :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuń