TYTUŁ: Zapomnij o mnie
AUTOR: K.N. Haner
ILOŚĆ STRON: 407
WYDAWNICTWO: Kobiece
DATA WYDANIA: 24.08.2018
Kiedy 28-letni Marshall przybywa do Nowego Jorki, liczy na nowy start i odcięcie się od ponurej przeszłości. Wynajmuje mieszkanie z dwojgiem studentów - Sarą i Mattem, znajduje pracę i stara się nie pakować w żadne kłopoty.
Jednak szybko przekonuje się, że jego współlokatorka Sara to dziewczyna, której trudno się oprzeć. Nie zdaje sobie sprawy, że rudowłosa piękność na co dzień prowadzi niebezpieczną grę i że z każym dniem jej życie zaczyna przypominać coraz większy koszmar.
Chłopak chciałby jej pomóc, ale Sara skutecznie mu to uniemożliwia. Mimo to Marshall nie zamierza się poddać.
Książka ta w pewnym
momencie wypełniła niemal cały polski bookstagram. Dlaczego polski? Nie dajcie
się zmylić nazwiskiem na okładce, to pseudonim, pod którym kryje się nasza
rodzima autorka. Nazywana też przez czytelników Królową dramatów. Szczerze mówiąc, strasznie męczą mnie ciężkie
książki i bałam się, że i w tym przypadku tak będzie. Bo opis był podobny do
innych streszczeń romansów. Nieszczęśliwa miłość, ktoś nowy na horyzoncie i
usilna chęć, żeby zapomnieć. Nic bardziej mylnego. To zupełnie coś innego, niż
to, co do tej pory czytałam. To powieść, która rozdziera serce, ale też daje
nadzieję.
„Nigdy
nie miałem nikogo bliskiego, komu mogłem się wygadać. Tłamsiłem to w sobie, nie
radziłem sobie z emocjami i uczuciami. Błądziłem.”
Książka zaczyna się
mocno, od razu wchodząc w niezbyt ciekawą przeszłość bohatera, który
równocześnie jest narratorem. To, co stało się trzynaście lat temu odbija się
echem na jego teraźniejszości. Na życiu, które już nigdy nie będzie takie, jak
przedtem. Jeden incydent zdaje się przekreślać całe jego szczęście, ale czy na
pewno? Może jest ktoś, kto udowodni Marshallowi, że wszystko idzie zmienić. Że
każda rzecz jest do wybaczenia, jeśli dana osoba naprawdę tego pragnie i dąży
do zmiany.
„Taki
prawie mój, a jednak niczyj. Wolę, by był prawie mój niż czyjś niczyj.”
No właśnie? A co w
przypadku, kiedy ktoś nie chce pomocy? Taka zdaje się być Sara. Młoda
dziewczyna, u której główny bohater postanawia wynająć pokój. Już z zewnątrz
widać, że coś skrywa. Że jej uśmiech, to tylko gra. Maska, za którą kryje się
straszna tajemnica.
„Nic
nie jest lepiej, Marshall. Ludzie żyją złudzeniami, okłamują samych siebie,
dają się źle traktować, by spełnić oczekiwania innych. To bardzo chujowe
uczucie.”
Obydwoje mają sekrety,
tylko czy takie podobieństwo wystarczy do tego, aby stworzyli związek? Czy to
uczucie nie sprawi, że obydwoje będą ściągać siebie na dno? A co jeśli tylko
jedna strona będzie się staczać i przez przypadek wplącze w to także tę drugą?
A jeśli na drodze jednego z nich pojawi się ktoś jeszcze? Ktoś, kto będzie
bardziej odpowiedni. I wtedy będzie trzeba podjąć decyzję, czy pozwolić odejść,
wypowiadając tylko słowa: zapomnij o mnie.
„Nikt
nie nauczył mnie, jak kochać kogoś, z kim łączy cię wszystko, a dzieli cały
świat.”
Genialni bohaterowie. To
dwa słowa, które od razu przychodzą na myśl po przeczytaniu tej powieści. Nikt
nie był jednowymiarowy. Oni żyli. Naprawdę ci papierowi bohaterowie ożywiali,
pokazując swoje zalety, ale także wady. Każda decyzja, którą podjęli. Każde
wydarzenie, które miało miejsce w ich przeszłości miało jakieś znaczenie.
Ukształtowało ich w ten, a nie inny sposób. Jedni są mniej, drudzy bardziej
irytujący. Ostatecznie… nikogo z trójki głównych bohaterów, bo w między czasie
pojawia się także tajemnicza Emily, której chyba nie da się nie lubić, nie
można skreślić. Bo każdy popełnia błędy. Każdy się czegoś boi. Jednak każdy też
zasługuje na drugą szansę. Nawet, jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
„Nigdy
nie wątp w przyjaźń i miłość, Shall. One zawsze się obronią, jeśli są szczerze
i prawdziwe.”
Nie zapominajmy o
bohaterach drugoplanowych, bo autorka również o nich nie zapomniała. Każdemu
dała odrębną historię. Każdemu dała cechy charakterystyczne i umiała to
niesamowicie płynnie połączyć w całość. Nieczęsto się to udaje, więc naprawdę
wielkie brawa za to.
„—
Na co masz ochotę?
— Na cokolwiek. Makaron, pizza, chińczyk, steki.
— Więc idźmy na cokolwiek.”
— Na cokolwiek. Makaron, pizza, chińczyk, steki.
— Więc idźmy na cokolwiek.”
Mogłabym także wspomnieć
o wątkach, których mimo, że było dużo, nie wydawały się napchane nie wiadomo po
co. No, może poza niektórymi, ale mogłabym je policzyć na palcach jednej dłoni.
Nie da się jednak ukryć, że tematy, które poruszyła autorka były niesamowicie
trudne. Że rozdzierały serce. Nie wspominając o końcówce, która niesamowicie
wzruszała, choć jeśli wspomnieć o samych kilku ostatnich rozdziałach, ponownie
roztrzaskiwały serce. Bo tak właśnie wyglądała ta książka. Naprzemiennie
rozbijała i składała nasze serca.
„—
Ten wyjazd to dla mnie szansa. Nie możesz znowu rozwalać mi wszystkich planów, Shall.
To samolubne.
— Miłość jest samolubna.”
— Miłość jest samolubna.”
Styl autorki jest
niewiarygodnie lekki. Nawet najcięższe sceny czyta się szybko, nie wspominając
już o tych przyjemniejszych. Dialogi, to odrębna sprawa. Cudo, cudo i jeszcze
raz cudo. Rozbawiały, ale i wzruszały. Czyli w sumie nic nowego. Taka po prostu
była cała ta książka. Emocjonalna. Krótkie rozdziały zachęcały do sięgnięcia po
przysłowiowy jeszcze jeden rozdział.
Ale pomimo tego pomiędzy nimi potrzebowałam czasami kilku dni przerwy na
przetrawienie niektórych faktów i wątków.
„—
Nigdzie się nie wybieraj, jaskółeczko. Jeszcze z tobą nie skończyłem.
— Myślałam, że jeszcze nie zacząłeś.”
— Myślałam, że jeszcze nie zacząłeś.”
To powieść, w której
emocje da się łatwo wyczuć, ale także dużo ich zobaczyć w zachowaniu bohaterów.
I to nie tylko tych przytłaczających, ale także takich jaki miłość, pożądanie,
szczęście. W niektórych momentach autorka za bardzo wchodziła w opisy
erotyczne. Myślę, że gdyby zrobić to w nieco bardziej subtelny sposób, książka
byłaby bardziej… głęboka. Oczywiście to taka malutka uwaga, bo całość dało się
zjeść. Nie połknąć za jednym razem, ani nie rozkoszować, bo momentami była
strasznie gorzka. Końcowy gorzko-słodki efekt wyszedł tak, jak chyba było
zaplanowane.
„—
Cześć, Shall. Cały dzień marzyłam o tym, by usłyszeć twój głos.
— To mieliśmy dokładnie to samo marzenie.”
— To mieliśmy dokładnie to samo marzenie.”
To najprawdziwszy dramat,
ciężki, momentami irytujący, ale… ma też szczęśliwe aspekty. Bo tak jak w
życiu, są wzloty i upadki. Czego tutaj było więcej? Dowiecie się, sięgając
właśnie po tę pozycję.
„To,
ze mnie zdarzył się gorszy dzień, nie znaczyło, że mogłem popsuć nastrój swojej
kobiecie.”
Ten tytuł coraz bardziej mnie kusi :)
OdpowiedzUsuń