piątek, 26 października 2018

"Chłopak, który wiedział o mnie wszystko" Kristy Moseley

TYTUŁ: Chłopak, który wiedział o mnie wszystko
AUTOR: Kristy Moseley
ILOŚĆ STRON: 511
WYDAWNICTWO: Harper Collins
TŁUMACZENIE: Danuta Fryzowska
DATA WYDANIA: 19.09.2018

Za możliwość poznania kolejnej powieści Kristy Moseley dziękuję Wydawnictwu Harper Collins!


Riley Tanner ma najlepszego przyjaciela, takiego przyjaciela, o którym marzy każda dziewczyna. Jest wspierający, lojalny, uczciwy, godny zaufania, dobry i troskliwy. Jest również najlepszym sportowcem w szkole.
Ich relacja była zawsze nieskomplikowana i ciepła, ale po miesięcznych wakacjach Riley, sprawy się skomplikowały. Zaczęła patrzeć na niego w sposób wykraczający poza strefę przyjaźni. Do tego na drodze pojawia się zainteresowany nią rywal jej przyjaciela i sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli… 


Prawie dwa lata temu miałam okazję po raz pierwszy zapoznać się z twórczością Kristy Moseley, czytając „Chłopaka, który chciał zacząć od nowa”, a później także „Chłopaka, który o mnie walczył”. Po tym czasie przyszedł czas na jej nową powieść. Postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę, czy postąpiłam właściwie? Czy autorka i tym razem mnie nie zawiodła?
„Naprawdę ma posłuch! Mówi >skaczcie<, a wszyscy pytają tylko >jak wysoko?<”
Tym razem mamy do czynienia z opowieścią o dwójce przyjaciół. Riley i Clay znają się od dziecka. Wiedzą o sobie wszystko i spędzają ze sobą prawie każdą wolną chwilę. Do przewidzenia jest to, że w końcu jedno z nich zacznie coś czuć do drugiego, próbując wyjść z tak zwanego friendzonu. Czy im się to uda? Czy będą w stanie spojrzeć na siebie jak na miłość życia a nie swojego znanego na wylot przyjaciela?

„— Wiesz cokolwiek o futbolu?
— Wiem, że nasi grają w niebieskich strojach.”


Zanim zabrałam się do pisania tej recenzji, postanowiłam nieco przypomnieć sobie, za co tak bardzo zraziłam się do książek Kristy Moseley. Chociaż może to za mocne słowo. Chyba żadna książka tak bardzo mnie nie irytowała, a zarazem nie była tak nieznośnie lekka, że aż chciało się czytać więcej. Mogę śmiało powiedzieć, że łączy ją z pierwszą powieścią tej autorki, którą przeczytałam, to, że momentami chciałam nią wyrzucić za okno. Pełna sprzeczności i nonsensów, a jednak pomysł był dobry. Z własnego doświadczenia wiem, że pisanie czegoś tak lekkiego, na pewno daje dużo frajdy i to widać. Widać, że autorka świetnie się bawiła, pisząc dialogi i kolejne sceny między bohaterami. Ale w tym przypadku, tak dobrze bawiła się niestety tylko ona. Ta młodzieżowość, która została w tej książce ukazana bardzo mi się spodobała w pierwszych rozdziałach, kiedy obserwowałam z jaką naiwnością bohaterowie do siebie ciągną i zdają nie zdawać sobie sprawy z tego, co czuje do niego drugie. Jednak po pięćdziesięciu, a może stu stronach zaczęło to być męczące. Ten infantylizm, który się między nich wkradał był niesamowicie irytujący, a absurdalność tej książki chwilami sprawiała, że nie mogłam wytrzymać parsknięcia śmiechem, bynajmniej nie z rozbawienia.

„— Ładny wygląd nie jest moim jedynym atutem. Pamięć też mam dobrą.
— A kto powiedział, że jesteś ładny?”

Skoro już jesteśmy przy infantylizmie, ta książka jest doskonałym przykładem tego, że czasami nie warto mieszać ze sobą gatunków. Jest to powieść skierowana typowo dla nastolatków. Jestem pewna, że ta historia mogłaby mnie zachwycić kilka lat temu. Jednak nie poleciłabym jej młodszym ode mnie czytelnikom ze względu na to, że autorka wplata tu elementy, może nie typowego erotyka, ale zdecydowanie książki new adult. Nie stroni od opisu seksu, choć stara się robić to dość delikatnie, co sprawia wrażenie, że warsztat pisarki jest niezwykle ubogi. Często w opisach ich zbliżeń używa tych samych stwierdzeń, a w między czasie non stop wplata stałe frazy, jak na przykład: „nakrywając mnie swoim ciałem” i „całując namiętnie” oraz wzmianki o tym, jaki to Clay jest przystojny. Niby normalne sformułowania. Ale jeśli pojawiają się one po raz pięćdziesiąty, czujemy się jakbyśmy słuchali przez kilka godzin bez przerwy zapętloną tą samą piosenkę. Było to spowodowane zapewne tym, że mimo wszystko kierowała jednak tę książkę do nastolatków, więc nie chciała przesadzić w opisach. Na mój gust jednak zdecydowanie było ich zbyt dużo jak na książkę young adult.

„— Biłabyś się o mnie?
— Nie, ja się nie biję. Mam od tego Claya.”

Nie sposób nie wspomnieć o bohaterach, bo to głównie oni byli powodem mojej irytacji podczas czytania. Siedemnastoletnia Riley zachowywała się jakby wciąż była małą dziewczynką, która niewiele rozumie. Wszystkiemu się dziwiła i wciąż zmieniała zdanie. Nie wspominając o jej emocjach. Większa część narracji była prowadzona z jej perspektywy, więc chyba nie muszą wspominać o tym, jak strasznie czytało się jej wywody. Ten uśmiech na pewno coś znaczy. Ale przecież nie może nic znaczyć. Jesteś głupia, że tak myślisz. Ale co jeśli to prawda? Ale ja mam szczęście. Jaki Clay jest przystojny. Tak w skrócie brzmiały jej myśli. Może trochę to przerysowałam, ale właśnie w ten sposób to odbierałam. Nie można też zapomnieć o innych bohaterach, a raczej ich ogółowi. Każdy chłopak w szkole był ciachem do schrupania, który tylko myślał o tym, z którą z dziewczyn jeszcze nie spał, a dziewczyny to prawdziwe ślicznotki, chociaż jak nie trudno się domyślić, główna bohaterka uważała, że jest co najwyżej przeciętna, więc dlaczego piętnastu chłopaków stoi w kolejce, żeby się z nią umówić? Postacią, podobnie jak w „Chłopaku, który chciał zacząć od nowa”, który mnie najmniej irytował, był właśnie główny bohater, czyli w tym przypadku Clay. Co prawda nie odstawał za bardzo od innych chłopaków ukazanych w powieści, ponadto, zrobiono z niego ideał bez ani jednej wady, aczkolwiek w konfrontacji z denerwującą Riley, to pewne, że on wygrywa.

„— Jeśli będziesz potrzebować przyjaciela, będę twoim przyjacielem. Jeśli będziesz potrzebować kogoś, kto cię przytuli, będę właśnie tą osobą. Dla ciebie zrobię wszystko.”

Dlaczego więc nie mogę powiedzieć, że książka ta była koszmarna i więcej nie chcę czytać niczego tej autorki? Bo jak już wspomniałam, pomysł był naprawdę dobry. Ponadto, rozumiałam, dlaczego tak wielu osobom to się podoba. Pisze lekko. Nawet nie zauważyłam kiedy pochłonęłam pięćset stronnicową cegiełkę. Jestem przekonana, że gdyby autorka dokonała głębszej redakcji tekstu, poprawiła co nieco, wyrzuciła niektóre wątki, żeby historia w niej nie ciągnęła się jak typowy serial, a jednak przypominał pełnometrażowy film i przeanalizowała, co z tego, co się znajduje w powieści jest tak absurdalne, że aż chce się miejscami śmiać, uważam, że ta książka mogłaby trafić wtedy na listę moich ulubionych. Aczkolwiek w tym przypadku oceniam ją na powieść przeciętną z elementami irytacji, którą odczuwałam podczas lektury. Mimo wszystko dobrze się przy niej bawiłam i przyjemnie spędziłam kilkanaście wieczorów. Jeśli nie zależy wam na wartkiej akcji, a raczej czymś, co po prostu się toczy, być może ta powieść wam się spodoba, bo miejscami naprawdę bardzo przypadła mi do gustu. Niestety kilka fragmentów nie sprawi, że trafi na listę ulubionych.

„— Hej, twój facet się spisał, no nie? — spytał z zuchwałym uśmieszkiem.
Zaśmiałam się, kiwając głową.
— Owszem, dzisiaj nie byłeś kompletnie beznadziejny — rzuciłam żartem.”

1 komentarz:

  1. Nie czytalam żadnej książki tej autorki i jak na razie nie ciągnie mnie do nich :) pozdrawiam cieplutko :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń