TYTUŁ: Milion cudownych listów
AUTOR: Jodi Ann Bickley
ILOŚĆ STRON: 267
WYDAWNICTWO: Insignis
TŁUMACZENIE: Olga Siara
DATA WYDANIA: 26.10.2016
Za możliwość poznania historii przepełnionej pozytywnym przesłaniem dziękuję Aim Media.
Podnosząca na duchu historia dziewczyny, która myślała, że wszystko straciła.
Kiedy Jodi Ann Bickley miała pięć lat, zmarła jej ukochana babcia. Mama poradziła jej, by napisać do babci list, i zapewniła, że listonosz dostarczy go do nieba. Jodi zapamiętała, jak napisanie listu pocieszyło nie tylko ją, ale i mamę. To doświadczenie sprawiło, że jako nastolatka Jodi zaczęła pisać pełne optymizmu liściki i notki, którymi podnosiła na duchu nieznajomych.
Latem 2011 roku Jodi wiodła szczęśliwe życie. udało się jej pokonać różne trudności, angażowała się w działalność artystyczną i z nadzieją patrzyła w przyszłość. To właśnie wtedy zachorowała na zapalenie opon mózgowych i doznała miniudaru. Na długie tygodnie trafiła do szpitala.
Tam, przykuta do łóżka i załamana, Jodi doszła do wniosku, że albo się podda, albo wykorzysta ten czas, by zdziałać coś dobrego. Założyła stronę internetową, zachęcając tych, którym mniej lub bardziej nie układa się w życiu, by skontaktowali się z nią, a ona napisze do nich pokrzepiające listy. Odzew był nieprawdopodobny.
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki byłam
bliska temu, żeby odmówić. Tytuł jakby mi podpowiadał, że ta książka składa się
z listów układających się w historię, a to brzmiało niebezpiecznie podobnie do „Kochani,
dlaczego się poddaliście”, które nie przypadły mi do gustu. Nie chciałam jednak
tak od razu skreślać tej pozycji, więc przejrzałam jeszcze dołączone zdjęcia
okładki, a także opis i… wiedziałam już, że muszę ją przeczytać.
„Czasami potrzebujemy
usłyszeć od kogoś innego coś, co sami myślimy – dopiero wtedy naprawdę to do
nas dociera.”
Powieść ta może przypominać wiele książek znanych vlogerek,
które porwały się na opisanie swojego życia właśnie w formie książki. Jednak na
całe szczęście tak mi się tylko wydawało, bo pomimo tego, że Jodi opowiada o
swoim życiu, robi to w taki sposób, jakby sama była bohaterką książki i w żaden
sposób nie pokazuje nam tego, jak się ubiera, maluje, czy co lubi jeść, bo to
jest zupełnie nieważne. Autorka miała zupełnie inny cel napisania tej książki.
Nie było nim zaciekawienie czytelników jej życiem, ale pokazanie tego, że
wszystko ma swój cel i nawet coś, co wydaje nam się najgorszą rzeczą może nas
ukształtować na wartościowych i lepszych ludzi, niż tych, którymi byliśmy.
„Czasem życie serwuje
nam ostry zakręt, na który nie jesteśmy przygotowani, ale to nie znaczy, że nie
zaprowadzi on nas do celu.”
Jodi spotkało wiele złych rzeczy, jednak to jedno, małe, ale
wcale nie nic nieznaczące, ukąszenie kleszcza wywróciło jej świat do góry
nogami. Zmieniło całe jej życie i zmusiło do tego, aby uczyła się go od nowa.
Zrujnowało jej psychikę i przyglądało się, czy uda jej się wstać i odbudować
to, co straciła, czy też podda się temu, co ją przybiło. I mimo tego, co ją
spotkało, a może właśnie przez to, postanowiła założyć stronę i rozpocząć
projekt Milion cudownych listów, bo
wierzyła w to, że każdemu należy się chociaż chwila dobra i każdy zasługuje na
to, aby cieszyć się życiem i być szczęśliwym.
„Przeszkody na naszej
drodze nie znalazły się tam bez przyczyny – dzięki nim mamy szansę pokazać, jak
bardzo czegoś pragniemy i jak mocno jesteśmy gotowi walczyć o magię w naszym
życiu.”
Po przeczytaniu tej powieści zauważyłam, że została ona jakby
podzielona na dwie części, jednak nie odgrodzone od siebie żadną barierą. Po
prostu były o czymś zupełnie innym. Pierwsza opowiadała o jej życiu, mówiła o
tym, jak walczyła z chorobą i jak mimo wielu momentów zawahań, nie ustawała. Te
pierwsze strony są bardzo emocjonalne. A to, co czuła autorka można wręcz samemu
odczuć podczas pisania. Można na chwilę postawić się w jej sytuacji, odczuwając
jej smutek, złość, rezygnację, ale i ogromną determinację w dążeniu do wygranej
ze złym losem, jaki ją spotkał. I to właśnie pokazuje, jak niesamowicie silna
musiała być Jodi, potrafiąc stawić czoła temu, co ją spotkało, chociaż nie
zawsze jej życie wyglądało tak, jakby to ona była superbohaterką.
„Kiedy ją pytam, jak to
robi, odpowiada swoim donośnym głosem: Tak po prostu trzeba.”
Druga z części zawierała, jak dla mnie, zdecydowanie mniej
emocji. Być może właśnie z tego powodu, że zawierała różne listy, do zupełnie
innych osób, a one same ze sobą raczej się nie łączyły. Spodziewałam się, że te
listy będą tworzyły jakieś głębsze przesłanie, układały się w całość, bo
chociaż jej projekt jest niesamowity, to zabrakło mi w tej części większej roli
autorki, chociażby w formie opowieści o tym, jak mierzyła się z pisaniem do
ludzi, których nie znała, a którzy postanowili podzielić się z nią swoim
światem, swoimi problemami.
„Czasem tak pochłaniają
nas własne problemy, że nie widzimy innych, którzy balansują nad przepaścią i
czekają na pomoc.”
Autorka stworzyła z samej siebie bohaterkę książki niezwykle
prawdziwą, bo nie ukrywającą swoich wad i słabości. Przecież nikt nie jest
idealny, tylko czasami trudno nam się do tego przyznać. Jodi pokazuje nam, że należy
zaakceptować samego siebie, bo każdy jest wyjątkowy. Z każdą stroną stara się
nam uświadomić, że trzeba wierzyć w to, że jutro będzie lepsze i dążyć do tego,
żeby nasze oczekiwania co do niego mogły się sprawdzić.
„Nie możesz siedzieć
bezczynnie, czekając, aż coś się wydarzy – lepiej przejąć inicjatywę. Nikt cię
w tym nie wyręczy.”
W pewnych sprawach w ogromnym stopniu utożsamiałam się z
bohaterką i doskonale ją rozumiałam. Czasami miałam wrażenie, że nie opisuje
siebie, ale mnie. Myślę jednak, że większość osób będzie potrafiło ją zrozumieć
i można nawet również utożsamić, bo każdy ma problemy. Nie koniecznie takie
same, ale przez to, że autorka ich nie ukrywa, pozwala nam zrozumieć, że każdy
czasem potrzebuje pomocy, nawet osoby, które wydają nam się doskonałe.
„Wiele osób uważa, że
nie zasługuje na wsparcie, ale to nieprawda. Każdy na nie zasługuje, zwłaszcza
kiedy coś mu dolega. Musimy tylko zrozumieć, że w szukaniu pomocy nie ma nic
złego, bo wszyscy jej czasem potrzebujemy.”
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o cudownej okładce.
Jest bardzo oszczędna, ale to właśnie w tej prostocie tkwi jej piękno. Jest
niezwykle estetyczna i lekka. Nie jest to jednak okładka megabestsellera, bo
nie rzuca się od razu w oczy, jednak na pewno zapada w pamięć tym, którzy lubią
właśnie taką harmonię i przejrzystość. W tym przypadku inna, bardziej wyrazista
okładka nie pasowałaby do treści, a może nawet wręcz ją przyćmiewała, a to nie
o to chodzi, bo w tym przypadku to przekaz jest najważniejszy.
„Próbujcie, dopóki wam się
nie uda! Czasem można się nawet cofnąć – grunt, żeby nie stać w miejscu. Kiedy
stoisz w miejscu, zaczynasz myśleć, że nic się już nie zmieni.”
Po książce oczekiwałam o wiele dłuższej historii o życiu
autorki, o tym, jak ze swoim pozytywnym myśleniem każdego dnia zwalczała
chorobę. I chociaż otrzymałam coś innego, co może odrobinę mnie rozczarowało,
bo nie było to to, czego się spodziewałam, to nie uważam, że czas spędzony przy
tej książce był czasem straconym. Nie chcę, żebyście źle mnie zrozumieli. Ta
książka była naprawdę dobra, a lekkość pióra autorki była widoczna gołym okiem,
a także była ona niezwykle optymistyczna, to jednak po opisie oczekiwałam
czegoś innego. Uważam jednak, że tę książkę warto przeczytać, chociażby, a może
głównie ze względu na jej przesłanie.
„Zawsze
wierzyłam, że dobre rzeczy spotykają tych, którzy czynią dobro.”
Autorka pomaga nam w zmaganiu się z problemami, jakie nas
spotykają. Uczy nas akceptować to, co nas spotyka i uświadomić nam, że nie
tylko, ale w głównej mierze to my decydujemy, kim się staniemy. To od nas zależy,
czy coś nas złamie, czy sprawi, że staniemy się silniejsi. Porusza też takie sprawy
jak miłość, złamane serce, przyjaźń, rodzina i wiele innych rzeczy, które
praktycznie cały czas nam towarzyszą, że nieraz zapominamy o tym, jak ważne są
niektóre z nich.
„Tym
właśnie jest miłość – końcem świata, który znasz, i początkiem czegoś
cudowniejszego.”
Czasami tak niewiele nam potrzeba, żeby choć na chwilę poczuć
się szczęśliwym. Zazwyczaj zapominamy o to, co dobre, rozmyślając o przykrych i
nieprzyjemnych sytuacjach. A wystarczyłoby choć na chwilę przystanąć, docenić
to, co posiadamy i przede wszystkim nie gdybać, bo to niczego w naszym życiu nie
zmieni. Jednak najważniejsze jest to, żeby uwierzyć w swoją wartość. Każdy z
nas jest inny, niepowtarzalny i właśnie przez to każda osoba jest wyjątkowa.
"No dalej - powiedz komuś, jaki jest wspaniały. Czasem każdy z nas potrzebuje, zeby mu o tym przypomnieć."
Nie słyszałam do tej pory o tej książce, ale zapowiada się naprawdę dobrze. Zaintrygowała mnie.
OdpowiedzUsuńDla mnie również okładka jest rewelacyjna! :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest prześliczna! Nie słyszałam do tej pory o tej książce, ale bardzo lubię czytać takie historie ( pod warunkiem, że bohaterka nie robi z siebie ofiary losu, a walczy!)
OdpowiedzUsuńhttp://posrodpolek.blogspot.com/
" „Zawsze wierzyłam, że dobre rzeczy spotykają tych, którzy czynią dobro.”
OdpowiedzUsuńRany boskie, ale banały, w dodatku nijak się to ma do rzeczywistości.