AUTOR: Ava Dellaira
ILOŚĆ STRON: 300
WYDAWNICTWO: Amber
TŁUMACZENIE: Julia Wolin
DATA WYDANIA: 17.03.2015
Szesnastoletnia Laurel nie może się pogodzić z tragiczną stratą siostry. Szuka pomocy idoli, którzy też odeszli: Kurta Cobaina, Amy Winehouse, Jima Morrisona, Janis Joplin… Pisze do nich listy. Z tych listów układa się opowieść o niej samej, jej cierpieniu, samotności, poszukiwaniu siebie i przebaczeniu.
Po tę książkę skusiłam
się zachęcona cudownym i głębokim tytule, który sugerował mi niezwykłą historię
z głębokimi refleksjami nad ludzkim życiem i nad jego formą. Skończyło się
niestety na tym, że tylko takie sprawiał wrażenie, bo książce zabrakło tego
czegoś, przez co po nią sięgnęłam.
„Kiedy dzieje się coś złego, to jest
druga najgorsza rzecz. Że ludzie cię żałują. To potwierdzenie, że stało się coś
naprawdę strasznego.”
Szesnastoletnia Laurel
próbuje sobie jakoś poradzić po stracie siostry. W tym celu pisze listy do jej
idoli, starając się zrozumieć, jak do tego doszło oraz odnaleźć własne miejsce
w swoim życiu. Tak mniej więcej można opisać tę powieść. Liczyłam na coś
więcej, no bo to przecież tylko opis. Niestety. Nie doczekałam się czegoś, co
można by opisać większą ilością słów. To jest po prostu opowieść nastolatki o
jej cierpieniu. Nic mniej, nic więcej, a przynajmniej w moim odczuciu.
„Może tak działała miłość. Pasiesz
się, ale nigdy nie jesteś pełna. Tylko jaśniejsza.”
Zapewne jesteście
przyzwyczajeni do tego, że prawie każda przeczytana i zrecenzowana tutaj
książka była przeze mnie słodzona i wychwalana, a co najmniej otrzymywała tytuł
bardzo dobrej. Ta w moim odczuciu zasługuje jedynie na przeciętną. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że jest to chyba pierwsza
książka, z którą tak długo się męczyłam, a w trakcie czytania chciałam po
prostu z irytacji wyrzucić ją przez okno i wcale nie biegłabym od razu, żeby ją
przynieść z powrotem.
„Można być szlachetnym, odważnym i
pięknym, a mimo wszystko czuć, że się upada.”
Pamiętacie wytwórnię
filmową, której logiem rozpoczynającym filmy był chłopiec siedzący z wędką na
księżycu? Ta właściwie niewiele się od niego różni. Na jednym ze słów tytułu
widzimy siedzącą dziewczynę z zeszytem w rękach. I ta okładka również wyraża połowę
treści powieści. Można powiedzieć, że z tego względu jest dobrze dobrana, ale
jak dla mnie wydawała się zbyt niepasująca do powagi tej książki, chociaż po
jej przeczytaniu, idealnie wkomponowuje się w jej klimat. Bo dla mnie ta
książka nie była niczym innym niż historią o codziennym życiu nastolatki, która
w międzyczasie cierpi.
„Jak się jest winnym, to nie ma nic
gorszego niż litość”
Początkowo styl
autorki przypominał mi „My dzieci z dworca ZOO”, którego jednak nie znam w
całości, a tylko z fragmentów. To odczucie minęło po około miesiącu czytania i
niewielkiej ilości przeczytanych już stron. Z początku pomysł opowiedzenia tego
w formie listów wydawał mi się oryginalny i chyba tylko dlatego książka trafiła
na moją półkę. Była inna niż reszta i za to należy się plus, ale wydawało mi
się, jakby autorka w ten sposób starała się ubogacić treść książki, której w
rzeczywistości było mało.
„Kiedy jednak zorientujesz się, że
wilk jest w tobie, zrozumiesz, że nie uciekniesz. I że nikt, kto cię kocha, nie
zabije tego wilka, bo on jest częścią ciebie. Każdy widzi w nim twoją twarz. I
nie naciśnie na spust.”
Bohaterowie, jak i
cały świat przedstawiony był zbyt mało ukazany. Do tej pory nie mam pojęcia,
jak wyglądała Hannah, a jak Natalie – bohaterki Laurel, a także sama główna
bohaterka. Były one dla mnie tylko papierową postacią, którą mogłam rozpoznać
tylko po doklejonych do nich imionach, choć towarzyszki Laurel mniej więcej do
połowy książki wydawały mi się niemal identyczne, co wynikało ze zbyt
niedokładnym ich przedstawieniem, że traktowałam je jak jedną osobę. Hannah i
Natalie w jednym. Dopiero pod koniec uświadomiłam sobie, która jest która.
„Chyba jak się kogoś traci, to czasem
myśli się, że jest się jedynym nieszczęśnikiem na świecie. Ale wcale tak nie
jest.”
Jeśli już jesteśmy
przy bohaterach, to nie mogę nie napomknąć o tym, że Laurel nie była bohaterką,
którą darzyłam i darzę sympatią. Nie zawaham się nawet stwierdzić, że momentami
mnie irytowała. Za wszelką cenę starała się upodobnić do swojej siostry May i
przez to nie była ani nią, ani nawet samą sobą. Jej zachowanie wydawało mi się
dziecinne, a sama bohaterka – dość infantylna. Gdybym nie znała jej wieku,
sugerując się jej zachowaniem i stylem bycia powiedziałabym, że ma co najwyżej
trzynaście lat. Zdecydowanie nie wydawała mi się osobą, która właśnie zaczęła
naukę w liceum.
„Czasem robimy coś, bo w nas aż się
przelewa, ale nie zauważamy, jak to wpływa na innych.”
Kolejną dość
irracjonalną rzeczą wydawało mi się to, że główna bohaterka w listach do
sławnych osób oprócz opisu swojego życia, a raczej poszczególnych jego
momentów, opisywała także życie tych osób, do których pisała w taki sposób,
jakby znała je lepiej, niż oni sami i uważała, że musi im koniecznie je od
podstaw przypomnieć.
„Chyba jak się kogoś kocha i ten ktoś
się naraża na niebezpieczeństwo, powinno się być wściekłym.”
Podobało mi się to, w
jaki sposób została pokazana sytuacja w jej domu, bo jej rodzice oraz Sky –
chłopak, dla którego serce Laurel zaczyna szybko żyć, wydawała się najbardziej
realna ze wszystkiego, co zostało tu pokazane.
„Czasem coś mówimy i odpowiada nam
cisza. […] I to jest prawdziwa samotność. Ale to się zdarza tylko wtedy, kiedy
nie słuchamy wystarczająco uważnie. […] Bo za każdym razem, gdy się odzywamy,
coś nam odpowiada. Mówi do nas świat.”
Zaczynając czytanie
liczyłam na coś emocjonującego. Że zostanie w niej szczegółowo wyrażona
psychika i myśli głównej bohaterki, ale dostawaliśmy raczej suche fakty, które
jak gdyby sami mieliśmy ubrać w emocje. Brakowało mi tego ze strony autorki,
wzbudzenia w nas tych odczuć, choć wiem, że to nie jest proste zadanie. Zaczęły
one wzbierać na sile dopiero na ostatnich stronach, ale do końca było już zbyt
mało czasu, aby zdążyły się całkowicie rozwinąć. Powieść jakby zmierzała
donikąd. Nie miałam pojęcia, czego mogę się oczekiwać i za co powinnam trzymać
kciuki.
„Wiele rzeczy jest niesprawiedliwych.
Możemy się albo o to wściekać przez całe życie, albo zrobić wszystko, żeby było
lepiej, dzięki temu, co wiemy teraz.”
Skończyłam ją czytać
głównie dlatego, że chciałam się z Wami podzielić jej recenzją, w innym razie,
już dawno zostałaby z powrotem odłożona na półkę. W tej recenzji nie mam na
celu obrażenie nikogo. Wyraziłam tylko własne zdanie i odczucia po jej
przeczytaniu, jednak wiem, że to, co mi się podoba, może całkowicie rozczarować
inną osobę i na odwrót. Na mnie, nie zrobiła największego wrażenia, ale dzięki
końcówce, a dokładniej dzięki ostatnim listom przed epilogiem mogę powiedzieć,
że ta książka nie była według mnie taka straszna i gdyby autorka wydała coś
jeszcze, to kto wie, może postanowiłabym dać jej twórczości drugą szansę, bo dzięki
właśnie tym kilku ostatnim listom zdałam sobie sprawę, że autorka potrafi
dobrać tak słowa, aby tworzyły coś niesamowitego. Z własnego doświadczenia
jednak wiem, że nie zawsze wychodzi to tak, jakby się chciało, a czasami
niesamowita jakość zaskakuje nas samych.
„Czasem najdrobniejsze gesty mają
największe znaczenie.”
Książka odrobinę
zyskała w moich oczach dopiero po jej przeczytaniu. Wtedy jakby wszystkie trybiki
wskoczyły na właściwe miejsca, trochę uporządkowując całość. Zabrakło mi jednak
tego, że być może mogłoby to robione w całym utworze. A może nie? Może wtedy
wszystko ze sobą zaczęłoby się tylko gryźć?
„Nie ma nic trudniejszego, niż kiedy
odchodzi ktoś, kto powinien cię kochać.”
Dodatkowo dodam, że
wielkim plusem jest duża ilość cytatów, których z początku nie potrafiłam
odnaleźć, jednak z czasem było ich tylko coraz więcej, co mnie mile zaskoczyło,
a sama książka zyskała przez to ode mnie dodatkowe punkty.
„Ludzie odchodzą, ale mogą też
wracać.”
Dlatego też nie mogę Wam powiedzieć „Absolutnie po nią nie
sięgajcie”, bo być może dla Was okaże się ona najcudowniejszą powieścią. Więc
jeśli ktoś chce się dowiedzieć, czy podziela w tej kwestii moje zdanie, czy też
w odróżnieniu ode mnie zakocha się w tej powieści, będzie mógł to zrobić tylko
wtedy, gdy sięgnie po tę powieść.
„Wydaje mi się, że w
pięknie nie chodzi tylko o to, że coś jest ładne. Piękno czyni nas bardziej
ludźmi.”
Książkę czytałam dawno, gdyż moja koleżanka zachwalała ją bardzo. Nie spodobała mi się ona , podobnie jak tobie, ale nie potrafię powiedzieć dlaczego. Jedno jest natomiast pewne :książka jest bogata w niesamowite cytaty, które zapisałam by je długo pamiętać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com
Ja się na niej zawiodłam. Przeczytałam do połowy i dalej nie mogłam dociągnąć. Dla mnie to totalny badziew, gdzie główna bohaterka na siłę próbuje być jak jej siostra. W dodatku nic ciekawego w tej książce się nie dzieje.
OdpowiedzUsuńPiękne cytaty, zakochałam się w nich, wiesz?
OdpowiedzUsuńBrałam udział w konkursie o nią, nie wiedząc, że jest tak fantastyczna! Mimo wszystko teraz już wiem, że warto jej szukać w bibliotece.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do wzięcia udziału w moim blogowym konkursie. ;)
Cóż... książka okazała się dość przeciętna... liczyłam na ogromną dawkę emocji i wzruszenia, a jakoś czytałam ją z obojętnością :/ Niestety nie dostałam tego na co liczyłam.
OdpowiedzUsuńBądź tu teraz
Swego czasu polowałam na nią, ale potem jakoś przeczytałam parę losowych fragmentów w księgarni i zapał opadł, sama nie wiem dlaczego. Jakoś "nie kliknęło" między mną i książką. A szkoda, bo ogólny pomysł na fabułę był ciekawy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Zastanowię się jeszcze :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej książki i nie miałam jej w rękach. No, ale moze będę miała jeszcze okazję. Dobrze napisana notka ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na Polecam GoodBook http://want-cant-must.blogspot.com/