niedziela, 29 listopada 2015

Film "Kosogłos cz. 2"


Dzisiaj przychodzę do Was z czymś, czego do tej pory na blogu nie było, a mianowicie z recenzję filmu. Tak sobie pomyślałam, że w sumie jest to blog o książkach, ale film "Kosogłos cz.2" jest bardzo ściśle z nimi powiązany, tak więc, jeśli spodoba Wam się ten pomysł, to myślę, że na blogu będzie pojawiać się więcej recenzji ekranizacji, może także na podstawie porównań z książką. 




UWAGA!!! W tej recenzji mogą znaleźć się ewentualne spoilery z wszystkich poprzednich części zarówno książek jak i filmów.



"Kosogłos część 2" w reżyserii Francisa Lawrence jest już ostatnią częścią ekranizacji bestsellerowej trylogii Suzanne Collins. Oglądając pierwszą część Kosogłosa zadawałam sobie pytania, po co rozdzielać jeden tom na dwie części, zwłaszcza, że w przypadku poprzedniego filmu akcja troszeczkę się dłużyła, a akcji z reguły nie było. Po obejrzeniu tej części zrozumiałam, dlaczego tak się stało. Mimo, że była to połowa książki, film trwał około dwóch i pół godziny, gdyby złączyć je w całość, prawdopodobnie wyszłoby coś bardzo, bardzo długiego, albo byłaby pominięta część wątków, a nie wiem, jak bym to zniosła.

Nie będę Wam opowiadać o fabule, więc zacznijmy od podobieństwa poszczególnych scen z tymi w książce. W przypadku wielu ekranizacji nie wiem dlaczego, ale reżyserowie próbują na siłę coś zmienić, przekształcić książkę w coś co będzie bardziej ich tworem, aniżeli autora powieści. Tutaj na całe szczęście czegoś takiego nie było. Co prawda nie było wszystko wypisz wymaluj jak w lekturze Suzanne Collins, ale nie było niczego, co raziłoby w oczy. Niektóre zdania były nawet identyczne jak te w książce, także mogłam sobie po cichu recytować niektóre fragmenty. Cieszę się też, że autorzy filmu nie zmieniali epilogu.

Bardzo podobała mi się grafika filmu, tym bardziej, że oglądałam go w 3D. Jeśli obejrzelibyśmy sobie "Igrzyska śmierci", a zaraz potem "Kosogłos cz.2" zauważylibyśmy ogromną poprawę, choć i wtedy nie była ona taka zła.

Nie można zapomnieć o wspaniałej grze aktorów. Oczywiście na pierwszy plan wysunęła się trójka: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson i Liam Hemsworth. Sądzę, że najtrudniejsze zadanie przypadło odtwórcy roli Peety Mellarka, który w jednej chwili miał być przyjacielem Katniss, w drugiej zaś próbować ją zabić. Jennifer również otrzymała trudną rolę: przywódczyni, która ma poprowadzić lud do zwycięstwa, a także kogoś, kto wolałby stanąć gdzieś z boku. Liam moim zdaniem został przyćmiony przez dwóch wyżej wymienionych aktorów. Stał z boku i mimo, że praktycznie cały czas brał udział w akcji, to jakby go wyciąć wcale świat by się nie zawalił, co jednak nie zmienia faktu, że także dobrze wykonał swoją robotę.

Katniss przez cały czas wyglądała bardzo ładnie i naturalnie, jednak uważam, że makijażyści przesadzili z umalowaniem jej w scenie, gdy szła na egzekucję Snowa. Wyglądała wtedy bardzo sztucznie i sztywno, nie pasowała do całego otoczenia, a także do samej siebie, co zresztą możecie sami zobaczyć na załączonym obok zdjęciu.


Ta część była jedną z najbardziej wzruszających. Wszystkie inne obejrzałam ze spokojem, natomiast przy końcówce tej łzy popłynęły mi po policzkach. Może przez to, że to już koniec, ale myślę, że do tego również przyczynił się ogromny talent aktorski Jennifer Lawrence, której kwestia wypowiedziana w stronę kota Prim, Jaskra tak bardzo mną wstrząsnęła, że nie mogłam powstrzymać coraz szybciej napływających łez do oczu.

Jednak nie były to jedyne emocje, które mogliśmy odczuć podczas jego oglądania. Cały czas trwałam w napięciu, a już szczególnie wtedy, kiedy wszystkie odgłosy w filmie wyciszały się, panował względny spokój, a ja już wiedziałam, że zaraz będzie jakiś wybuch. Cały czas starałam się przygotować na jakąś eksplozję, a jednak pułapki z kokonów uruchamiały się tak gwałtownie, że mimo, iż wiedziałam, że to nastąpi, mimowolnie wzdrygałam się na siedzeniu.

Czytałam już kilka opinii innych na temat tego filmu i wszyscy mówili, że czegoś im zabrakło, nie robił on na nich większego wrażenia, ja natomiast jestem zachwycona i najchętniej zaraz po jego obejrzeniu w kinie i powrocie do domu włączyłabym go sobie jeszcze raz. Polecam go absolutnie wszystkim, którzy przeczytali trylogię "Igrzyska śmierci".


6 komentarzy:

  1. mi też film sie strasznie podobal, jak ja bylam to było osoby, ktore wychodzily bo im sie nie podobal :x i nawet ludzie się smiali a ja nie mam pojecia z czego, w kazdym badz razie ja plakalam przez wiekszosc i czuje taka wielka pustke bo wszystko sie juz skonczylo i nie bedzie czekania na kolejne filmy mimo ze od premiery juz troche minelo ja nie moge sie dalej pozbierac

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi "Kosogłos. Część 2" nie przypadł do gustu :/ szkoda, ponieważ poprzednie części były całkiem dobre ( szczególnie "Igrzyska Śmierci" ). Postacie wygłaszały patetyczne mowy, które kompletnie nic nie wnosiły do ich sytuacji ... najbardziej jednak zawiódł mnie epilog :P na swoim blogu napisałam recenzję tego filmu (choć z zupełnie innej perspektywy), więc jeśli masz ochotę dowiedzieć się, co, według mnie, było w tym filmie nie tak, to zapraszam :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej filmu nie obejrzę. Po pierwsze nie ciągnie mnie do książek, a mam zasadę najpierw książka, potem film. Po drugie zbytnio nie lubię oglądać filmu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie wczoraj byłam w kinie na Igrzyskach. Świetny film! ❤ Bardzo fajny i trzyma w napięciu. Dobrze że zabiła tą niby nowa panią prezydent bp byłaby taka sama jak Snow, słuszna decyzja.
    kochamczytack.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nie widziałam filmy, ale aaaa! Już nie mogę się doczekać, tym bardziej, że pierwsza część Kosogłosa bardzo mi się spodobała. :) Pozdrawiam!

    porozmawiajmy-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Film na pewno kiedyś obejrzę jednak jakoś mi się nie śpieszy. Jak dla mnie za dużo jest mówione o tym. gdzie się nie obejrzę to Igrzyska wszystkie książki są porównywane... Mam tyci tego dość :)

    OdpowiedzUsuń