czwartek, 16 stycznia 2020

Czy wszystkie opowieści o duchach są takie upiorne?


TYTUŁ: Upiorne opowieści po zmroku
AUTOR: Alvin Schwartz
ILOŚĆ STRON: 140
WYDAWNICTWO: Zysk i S-ka
TŁUMACZENIE: Piotr Kuś
DATA WYDANIA: sierpień 2019


Był sobie ciemny, mroczny las… A w tym ciemnym, mrocznym lesie był sobie ciemny, mroczny dom… A w tym ciemnym, mrocznym domu dzieci opowiadały sobie UPIORNE opowieści po zmroku.

A przynajmniej takie było założenie twórcy książki Alvina Schwartza, który swoje pięć minut sławy zyskał w ubiegłym roku, podczas premiery ekranizacji jego powieści. Jeśli powieścią jego twórczość można nazwać. Chwileczkę, czy to w ogóle można nazwać twórczością? No w jakimś stopniu tak, chociaż nie oczekujcie po niej nic oryginalnego. Czytając ją miałam wrażenie, że jem odgrzewany kotlet. I to wcale nie po to, żeby przekształcić je na zupełnie inne, lepsze danie. Można zjeść ją szybko, najeść się, ale nasze kubki smakowe wcale nie znajdą się w siódmym niebie.

Sięgając po tę książkę nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać, poza tym, że jest naprawdę ładnie wydana. I to chyba jedyny plus, jaki tu znalazłam. Wydawca zrobił wszystko, żeby tę książkę sprzedać. Autor niestety… nie za wiele. Zaczynamy od wstępu, który wyjaśnia, że takie historie mają swój klimat tylko wtedy, gdy się je opowiada. Ale mimo to postanowił je zebrać do kupy i spisać. Dosłownie. To jest zlepek różnorakich legend, podań, przekazów ustnych, które po prostu zapisał tak, jak zapamiętał. Nie zrobił tego w poetycki sposób. Pisał tak, jak gdyby to mówił. Wtrącał też swoje dygresje o tym, kiedy powinniśmy ściszyć głos albo skoczyć na naszego towarzysza, który w skupieniu słucha naszych przerażających opowieści. A więc w czym problem? One wcale nie były przerażające. Fakt. Przyznaję się, że nie przetestowałam tego na własnej skórze, będąc na ognisku w środku nocy z grupką znajomych. Ale przyznajcie sami, wtedy nawet dźwięk szeleszczących liści jest przerażający, a więc to żaden wyczyn. Opowiadania, które przedstawia nam Alvin są bardziej groteskowe, infantylne, nierealne, co mrożące krew w żyłach. I tak, mówię to ja, niemogąca zasnąć kilka nocy z rzędu po obejrzanym horrorze.

Ręka w górę, kto lubi historie o duchach. Komu jeży się włos na głowie, kiedy słuchacie o nich. Tutaj znajdziecie jedno, góra dwa opowiadania, które faktycznie wywołają jakieś emocje. Cała reszta jest o wyrastających z ziemi członkach ciała, wypadającej z kominka czaszce, czy o kościotrupie wychodzącym z szafy. Tak w większym uproszczeniu. To brzmi jak słaby horror z lat 70. Niby klasyka, ale kto by chciał to jeszcze oglądać w dobie naprawdę dobrze nakręconych filmów z efektami specjalnymi.

Zdumiewająca jest bibliografia. Ale skoro autor przeczytał o tym aż tyle, to czy nie mógł wybrać nieco bardziej interesujących opowieści? Książka ta zapewne niesie za sobą dużą dawkę wiedzy o folklorze, a przynajmniej jego wycinku jakim są właśnie owe upiorne opowieści, ale niekoniecznie przypadnie to do gustu komuś, kto nieszczególnie ma ochotę na badanie zmian zachodzących w przekazach ustnych. Jestem niezmiernie ciekawa, co zrobili z tym materiałem twórcy ekranizacji, ale podejrzewam, że mogło być tylko lepiej, także z wielką chęcią poznam materiał filmowy, żeby ocenić, co jeszcze dało się z tego wycisnąć.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz