AUTOR: Kiera Cass
ILOŚĆ STRON: 391
WYDAWNICTWO: Jaguar
TŁUMACZENIE: Małgorzata Kaczarowska
DATA WYDANIA: 16.03.2016
Kahlen to syrena, która musi być posłuszna rozkazom wydawanym jej przez ocean. Jej głos, odbierający rozsądek i budzący pragnienie rzucenia się w morską toń, jest śmiertelnie groźny dla ludzi. Akinli to zwyczajny człowiek - pełen ciepła, przystojny chłopak, dokładnie taki, o jakim od dawna marzy Kahlen. Jeśli się w nim zakocha, narazi ich oboje na ogromne niebezpieczeństwo, ale nie jest w stanie wytrzymać rozłąki. Czy zaryzykuje wszystko, by pójść za głosem serca?
Po wręcz fenomenalnym
sukcesie jaki odniosły „Rywalki” zarówno w Polsce, jak i na świecie, przyszedł
czas na „Syrenę”, czyli debiut autorki, na której koncie jest seria o wręcz
bajkowym klimacie. Fani Ameriki Singer i księcia Maxona zapewne od tej książki
oczekują czegoś podobnego. Utrzymanego w podobnej scenerii i z niesamowicie
dużą dawką emocji. I choć powieści Kiery Cass nie można nazwać wybitnymi, czyta
się je niezwykle przyjemnie i lekko. Czy „Syrena” dorównuje „Rywalkom” i zadowoli
wszystkich spragnionych twórczości Kiery Cass?
„Czas
leczył rany. Czas pomagał na wszystko. Czas był też moim wrogiem.”
Po przeczytaniu trzech
książek tej autorki, nie byłam w stanie podejść do „Syreny” zupełnie
bezstronnie i nie porównywać jej z tym, co do tej pory przeczytałam spod pióra
Kiery. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że wplecione wątki fantastyczne, jak
na przykład istnienie półkobiet półryb uniemożliwią to, żeby ta książka była
identyczne, jak uwielbiana przeze mnie powieść o wyborach księżniczki, gdyż
występuje tu zupełnie inna budowa świata – z zamku przenosimy się na głębiny
oceanu, nie sprawiło to jednak, żebym nie liczyła na mnóstwo miłości. Czy moje
oczekiwania zostały spełnione? Niezupełnie. Czy się zawiodłam? Nie można tak
tego nazwać. Jedyne co jest pewne, to że ta książka nie była jednolicie
przeciętna. Zdarzały się momenty mniej ciekawe, ale i takie, które nie
pozwalały się oderwać i wręcz zmuszały do przeczytania przysłowiowej „jeszcze
jednej strony”.
„Wszystkie
cztery wyglądałyśmy jak sen. Miałyśmy się stać koszmarem.”
W odróżnieniu od
„Rywalek”, które skradły moje serce, „Syrena” nie wciągała od pierwszego zdania.
Zaczęła się rozkręcać dopiero po kilku dość monotonnych wprowadzających
rozdziałach, w których… praktycznie nic się nie działo. Byłam już skłonna
odłożyć tę książkę, żeby dać szansę innym perełkom, czekającym na mojej półce,
ale jestem strasznym przeciwnikiem porzucania nieprzeczytanych książek, więc
postanowiłam jeszcze trochę się „pomęczyć”. I wiecie co? Strasznie bym
żałowała, gdybym skreśliła tę powieść na wstępie.
„Możesz
siedzieć i martwić się albo pozwolić, by to wszystko stało się dla ciebie
przygodą.”
Chociaż na początku nie
zauważałam tego, tak po jej przeczytaniu dotarło do mnie, że w książce tej
występuje mnóstwo podobieństw do baśni o podobnym tytule, a mianowicie „Małej
syrenki”. Po pierwsze: Kahlen nie może mówić. A dokładniej, nie może mówić w
obecności ludzi, czyli również nie jest w stanie na głos wyznać swojej miłości
do Akinlego, który pojawia się w każdym jej śnie. Marzy o nim od chwili, kiedy
go ujrzała po raz pierwszy. Czy to nie do złudzenia podobne do sytuacji
Arielki, zakochanej w księciu Eryku? Tych wątków było więcej, ale nie będę ich
zdradzać, żeby nie zepsuć przyjemności z czytania. Każdy, kto kiedyś czytał,
bądź oglądał realizację tej baśni, po przeczytaniu „Syreny” na pewno sam to
zauważy.
„Zamykałam
powieki, ale w marzeniach moje oczy były otwarte i patrzyły prosto w jego
oczy.”
To powieść idealna dla
wszystkich, którzy są, tak jak ja, zakochani we wszelkich pozycjach znanych z
dzieciństwa. Bo to, co tam widzimy to także nawiązanie, świadome czy też nie,
do bajki znanej szczególnie płci pięknej, czyli „Barbie jako księżniczka
wyspy”. Wyrzucona na brzeg, niepamiętająca przeszłości i zagubiona w nowym
świecie. Oczywiście od razu można to połączyć z główną bohaterką tego filmu –
Ro.
„-Zaprosiłbym
cię nawet gdybyś miała dwanaście lat. – Urwał na chwilę. – Ale proszę, nie mów,
że masz dwanaście lat.”
Zbyt dziecinne? Nie
martwcie się. Ten wątek pojawiał się także w bardziej „dojrzałych” filmach.
Ocean, statki, katastrofy i wśród tego jakby zakazana miłość. To wszystko
przypomina historię Titanica. Piękne porównanie? Cóż… mniej optymistycznie
brzmi, kiedy przywołamy w pamięci, jak się ona kończy. Zaczynając czytać tę
książkę, miałam wielką nadzieję, że autorka nie weźmie z tego przykładu, ani z
tego, jak kończy się baśń Andersena, podążając bardziej w wersję Disneyowską,
bo dobrze wiecie, że uwielbiam, kiedy książka kończy się happy-endem. Do
autorki miłosnej serii złe zakończenie nijak nie pasuje, chociaż „Syrena” to
jej debiut, więc kto wie, jaki zabieg tu zastosowała? Ja już wiem. Wam nie
zdradzę. Dowiecie się tego sami, sięgając po tę powieść.
„Wyraz
jej twarzy przypominał tę straszną chwilę, gdy budzisz się z koszmaru i
uświadamiasz sobie, że wcale nie zasypiałaś.”
Podchodząc do tej książki
od strony technicznej, cóż… tak jak „Rywalki” składnią i skomplikowaniem fabuły
oraz słownictwem nie powalała na kolana. Ale kto by się tym przejął, gdyby w
zamian za to dostał coś tak lekkiego. A przynajmniej po części. Jeśli
przebrnięcie przez fragmenty opisujące Matkę Ocean, uwierzcie, będzie tylko
lepiej. Widać, że „Syrena” to jej debiut już na pierwszy rzut oka, choć jest
mniej więcej na tym samym poziomie co wydana wcześniej seria, bo występuje tu
wiele powtórzeń, a zdania są miejscami jeszcze prostsze od tych, które znałam w
jej wykonaniu. Chociaż może to nie wina autorki, a są to błędy, które wyszły
podczas tłumaczenia, bądź redakcji?
„Na
życie składają się drobne decyzje, a nawet najbłahsze z nich mogły doprowadzić
do zguby.”
Występuje tu dużo scen,
przy których można się pośmiać, takich, które budzą wzruszenie, ale i te, przy
których wstrzymujemy oddech. Nie zabraknie świetnych dialogów i niesamowicie
idealnej miłości. To powieść jest zbyt perfekcyjna jak na rzeczywistość, ale
może przez to tak lubiana? No bo kto by nie chciał choć przez chwilę poczuć się
jak w bajce?
„Widziałam
na jego twarzy, że mogłabym spalić dom, a on przyniósłby tylko pianki i
podziękował za piękne ognisko.”
Książka jest też pewnym
absurdem. Ma nudnawy początek – jak w większości powieści, to trzeba przyznać.
Niesamowicie ciekawy środek. I – uwaga – końcówka wcale nie jest lepsza od
poprzednich stron. Napięcie nie narastało w niej, choć zapewne, patrząc na
zamieszczone tam wątki, autorka chciała tego dokonać. Cóż… nie wyszło. To jej
debiutancka książka, trzeba jej to wybaczyć. Brakowało mi w końcówce
kilkudziesięciu stron. Tak po prostu jak dla mnie została za szybko zgaszona.
Uspokojenie sytuacji i wyprowadzenie z akcji, które u mnie zostawiło niedosyt.
Kiedy można byłoby to przełknąć bez większego oddźwięku? Kiedy zostałaby wydana
kolejna część. W tym przypadka raczej bym się tego nie spodziewała. Zakończenie
jasno mówi, że kontynuacji nie będzie.
„Czy
oczy mogły nie dostrzegać światła? Czy płuca mogły nie doceniać powietrza?
Pewnych rzeczy nie dało się ignorować.”
Jak już wspominałam nie
jest to książka wybitna. Ale nie zawiodłam się na niej. Utrzymana w klimacie
tak dobrze znanym wszystkim fanom Kiery Cass. Bajkowo, słodko, z pewnymi
komplikacjami, ale nie wywołująca fal łez. Miła lektura, którą da się lubić. Da
się w niej zakochać, niekoniecznie podziwiać, bo mimo wszystko jest to powieść
prosta. Moim zdaniem pomysł lepszy niż wykonanie, chociaż w zupełności tyle mi
wystarczy, żeby potwierdzić, że książki tej autorki będę brała w ciemno.
Chociażby dla tych kilku chwil, podczas których świetnie się przy niej bawiłam.
„-Wiem,
że czasem jesteś zagubiona, ale jeśli chcesz, będę dla ciebie domem.”
Nie czytałam tej książki, ale chętnie ją przeczytam :) pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńP. S. Ja zagoszcze u ciebie na dłużej :)
Czytałam Rywalki i wręcz zakochałam się w tej serii :D Syrenę widziałam nawet w bibliotece szkolnej, ale raczej po nią nie sięgnę... Wydaje mi się, że nie jest w moim guście :)
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęłam czytać Rywalki byłam oczarowana zaprezentowaną historią, jednak kolejne tomy pisane na siłę coraz bardziej mnie męczyły. Poczułam przesyt tą autorką i chyba na razie odpuszczę sobie Syrenę :/
OdpowiedzUsuń