TYTUŁ: Elita
AUTOR: Kiera Cass
SERIA: Selekcja #2
ILOŚĆ STRON: 328
WYDAWNICTWO: Jaguar
TŁUMACZENIE: Małgorzata Kaczarowska
DATA WYDANIA: 21.05.2014
Drugi tom "Rywalek". Do pałacu przybyło trzydzieści pięć dziewcząt.
Teraz zostało ich tylko sześć. Ami i książę Maxon stają się sobie coraz
bliżsi, jednak dziewczyna wciąż pamięta o Aspenie, chłopaku, którego
darzyła szczerą miłością jeszcze zanim trafiła do pałacu.
Gdy America po raz pierwszy stanęła w pałacu, obok niej znajdowały
się trzydzieści cztery inne dziewczyny, a ona czuła się bardzo zagubiona.
Teraz razem z nią jest ich tylko sześć, ale jej wcale nie jest łatwiej z
podjęciem wyboru, czy chce zostać żoną Maxona, a tym samym księżniczką
Illei. Czy poradzi sobie z tym zadaniem, czy też woli wrócić do domu,
zapomnieć o przystojnym księciu i ułożyć sobie życie z Aspenem, który
być może niedługo także wróci do normalnego, starego życia.
Ogólny wątek jest właściwie taki sam, jak w poprzednim tomie, nadal
trwają eliminacje, a książę Maxon musi wybrać tą jedyną, z którą chce
spędzić resztę życia, ale co jeśli on już wybrał, a to on, nie jest do
końca pewna, czy jest na to wszystko gotowa? Najbardziej logicznym
rozwiązaniem i najmądrzejszym jest utworzenie planu B, znalezienie
kogoś, kto gdyby America nie zgodziła się na zostanie żoną Maxona i
księżniczką Illei, zajęłaby jej miejsce. Dlaczego zatem, działania
Maxona tak bardzo mnie denerwowały, skoro on od początku był zdecydowany
kogo chce mieć przy swoim boku do końca życia i zdawało się, że nigdy
nie zmienił co do tego zdania?
Zdaję sobie sprawę, że wszystko skomplikował przyjazd Aspena do
pałacu, bo gdyby on się tam nie zjawił, to Americe udałoby się o nim
zapomnieć, a przynajmniej zagłuszyć uczucia, jakie do niego czuje, a
wtedy nic nie stało by na przeszkodzie, żeby wyjść za Maxona.
Ta książka była słabsza od poprzedniej głównie z powodu tego, że było
za dużo Aspena. Lubiłam go tylko wtedy, kiedy Ami była pewna, a
przynajmniej jej się tak zdawało, że to Maxona kocha. Jednak za szybko
zmieniała zdanie. Rozumiem, że mogło jej być trudno, zwłaszcza, że z
Aspenem byli ponad dwa lata parą, ale gdyby wtedy nie przyjechał do
pałacu, to wszystko byłoby o wiele mniej skomplikowane.
Maxon również w tym tomie się zmienił i choć niektóre momenty w tej
książce były cudowne i najchętniej czytałabym je w kółko, tak jak w
kółko słucham piosenek, które wpadną mi w ucho, to jednak moim zdaniem
czasami poświęcał głównej bohaterce zbyt mało swojej uwagi, choć wiem,
że i ona czasami sprawiała wrażenie, że tego nie chce.
Denerwowała mnie także obecność jeszcze jednej osoby, a była nią
Kriss. Maxon zdecydowanie poświęcał jej zbyt dużo uwagi, nawet jeśli
America nie była pewna swoich uczuć, to takie zachowanie księcia Maxona
na pewno jej nie pomagały podjąć decyzji. Szczerze powiedziawszy w
„Elicie” o wiele mniej irytowała mnie obecność Celeste od Kriss. Co
oczywiście jeszcze dwukrotnie się zmieniło, gdzie Celeste denerwowała
mnie tak samo jak Kriss, a ostatecznie to ta druga powinna według mnie
jak najszybciej zniknąć z pałacu, choć nie była zła ze względu na
charakter, ale raczej wolałam widzieć Maxona rozmawiającego i
poświęcającego całą swoją uwagę wyłącznie Ami, aniżeli jakiejkolwiek
innej dziewczynie.
Jedyną rywalizującą dziewczyną, oprócz Ami, którą naprawdę polubiłam
była Marlee. W połowie książki wydarzyło się jednak coś bardzo
wstrząsającego zarówno dla głównej bohaterki, jak i dla czytelnika.
Mogliśmy też zobaczyć jak bardzo łaskawy był książę Maxon, mimo
wcześniejszych zarzutów, że nic nie zrobił.
W tej części dowiedziałam się naprawdę sporo rzeczy o jednym z
bohaterów, który choć bardzo ważny, gra poboczną rolę w tej powieści.
Chodzi oczywiście o króla, który odkrywa swoje prawdziwe ja, takie,
którego nikt z nas wolałby nie zobaczyć.
Pozostaje jeszcze kwestia szczerości między dwójką bohaterów. America
zdaje się do końca nie ufać księciu Maxonowi, a to pewnie ze względu na
to, że w pałacu jest jeszcze pięć, a później cztery, innych kandydatek.
A może przez to, że sama nie wie komu ma bardziej zaufać: Maxonowi czy
Aspenowi? Myślałam, że będą ze sobą w stu procentach szczerzy, bo nie
lubię, gdy w książkach spotykam się z jakimiś niewyjaśnionymi sprawami
między główną parą bohaterów. Ile bohaterowie sobie nawzajem
powiedzieli, a z iloma sprawami chcą zmierzyć się samemu dowiecie się
podczas lektury.
Czytając „Elitę” sama czułam emocje, jakie towarzyszyły głównej
bohaterce. Jeśli America była czymś zdenerwowana, to ja także obawiałam
się tym co będzie. Oczywiście nie we wszystkich momentach, bo z
niektórymi zachowaniami dziewczyny się po prostu nie zgadzałam.
Uwielbiam styl autorki. Jej książek się nie czyta, je się pochłania,
przynajmniej ja tak miałam. Nie mogłam się oderwać choćby na moment. I
wiem, że gdyby wyszła kolejna książka tej autorki (nie wchodząca w skład
serii „Selekcja”) i gdyby jej tematyka mnie zaciekawiła, bez
najmniejszego wahania sięgnęłabym po nią.
Oprawa wizualna zdecydowanie bardziej podobała mi się w pierwszej
części. Suknia, którą widzimy na okładce „Elity” jest po prostu mniej
ciekawa i taka jakby… nijaka. Ma bardzo dziwny krój, a biorąc pod uwagę,
jakie piękne kreacje występowały w książce, liczyłam na coś bardziej
delikatnego, romantycznego, pięknego i przy czym można powiedzieć: WOW.
„Elita” jest moim zdaniem gorsza od pierwszej części, przez to, o
czym pisałam wyżej. Myślałam, że sprawy ułożą się trochę inaczej, ale i
tak zakończenie nie rozczarowało mnie aż tak mocno, bo naprawdę mogło
być dużo, dużo gorzej. Nie była to powieść zła, bo przeczytałam ją
naprawdę bardzo, bardzo szybko i choć niestety nie mogę dodać jej do
listy ulubionych, to nie sprawi ona, że zniechęcę się do kolejnych
tomów, bo zamierzam przeczytać je jak najszybciej się da i mam nadzieję,
że pod koniec ostatniej części, będę mogła powiedzieć, że to była jedna
a lepszych serii, które miałam okazje przeczytać. Naprawdę nie winię
autorki za to, że tak pociągnęła te wszystkie sprawy, bo jestem
przekonana, że gdyby wszystko było takie idealne, to powieść była by po
prostu nieciekawa i mogłaby się szybko znudzić. Mam nadzieję, że kolejną
część będzie mi się czytała tak przyjemnie, jak dwie pierwsze i że będę
miała okazję się o tym przekonać w najbliższym czasie.
Chyba nie jest to pozycja dla mnie. :)
OdpowiedzUsuń''Rywalki'' już od dłuższego czasu przeczytane, natomiast ''Elita'' czeka i czeka i czeka... I jeszcze sobie poczeka ;)
OdpowiedzUsuńPodczas czytania "Elity" trochę się nudziłam, ale tylko odrobinę. Mnie też bardziej podobała się pierwsza część. Może dlatego, że sama byłam zafascynowana pałacem :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i jest chyba najlepszą z pierwszych trzech części. Nie wiem ja następczyni, bo nie miałam okazji jeszcze jej czytać, ale mam nadzieję, że będzie równie dobra, co pozostałe książki :)
OdpowiedzUsuńhttp://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/
A ja niestety nie miałam jeszcze możliwości zapoznania się z żadnym tomem tej serii, ale z pewnością kiedyś nadrobię te zaległości, bo seria mnie szalenie ciekawi ;)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz książki, w których nie brakuje miłości to ci gorąco polecam :)
Usuń"Elita" rzeczywiście nieco obniżyła loty, ale i tak mi się niesamowicie podobała. ;)
OdpowiedzUsuńporozmawiajmy-o-ksiazkach.blogspot.com
"Elita" jest według mnie słabsza od poprzedniczki. Jednak i tak jest dużo lepsza od Następczyni która jest dla mnie klapą na całej lini :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
In Bookland
Ami w tej części mnie irytowala ale to nie zmienia faktu że uwielbiam ta serię i muszę szybko wziąć się za Elitę :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie dobraksiazka1.blogspot.com
W moim przypadku "Elita" to absolutnie ulubiona część. Najwięcej się w niej działo, no i chyba tylko tutaj miały miejsce jakieś niespodziewane zdarzenia - kilka rozwiązań fabularnych naprawdę mnie zaskoczyło, no i bardzo mi się spodobało. :)
OdpowiedzUsuń