TYTUŁ: Ilias
AUTOR: Małgorzata Falkowska
WYDAWNICTWO: EditioRed
DATA WYDANIA: 13.03.2019
ILOŚĆ STRON: 335
Za możliwość poznania losów bohaterów na jednej z greckich wysp dziękuję Wydawnictwu EditioRed!
Kiedy tylko zobaczyłam tę książkę,
wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Jedno z moich ulubionych wydawnictw wydało
taką ślicznotkę, której nie mogło zabraknąć na mojej półce. Dodatkowo
zapowiadało się to jako cudowny romans, z wręcz magicznym greckim klimatem. O
mało się nie zasłodziłam, zachwycając się okładką i opisem książki, po którą
miałam okazję sięgnąć. Fabuła jednak szybko wyrównała bilans. Po skończeniu tej
książki wcale tak słodko nie jest.
Ta głupota ma imię i była u nas wczoraj.
Zacznijmy od tego, czego się po niej
spodziewałam. A raczej, czego spodziewać się po niej nie wyobrażałam. Główną
bohaterką jest dziewiętnastoletnia Gabi, która dopiero co napisała maturę.
Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, jakie było moje zdziwienie, kiedy
przeczytałam pierwsze zdanie. Otrzymałam szczegółowy opis dzikiego seksu,
podczas którego jej chłopak twierdzi, że nic do niej nie czuje, ale widział, że
jest zestresowana po maturach. I nie chciałam być uprzedzona. Ale nie
potrafiłam, wiedząc, że taka scena została mi zaserwowana na samym początku.
Drugi aspekt? Ilias… oczekiwałam typowego bad boya, który nie koniecznie liczy
na stały związek. Otrzymałam bohatera, który każdy problem rozwiązuje w łóżku,
a przy tym wszystkich traktuje przedmiotowo. Co wyprowadziło mnie z
czytelniczej równowagi jeszcze bardziej? To, że jak za sprawą czarodziejskiej
różdżki ta dwójka po poznaniu siebie, natychmiast się zmienia. Gabi ze
zranionej i zamkniętej w sobie dziewczyny w taką, która uwodzi, wścieka się i
mierzy wszystkich jedną miarę, a Ilias w uzależnionego od seksu chłopaka w
odpowiedzialnego romantyka, który dla tej jedynej chce być wyjątkowy. Nawet jak
na mnie, miłośniczkę przesłodzonych scenariuszów, to było zbyt wiele.
Miłość potrzebuje czasem przestrzeni.
Kolejna sprawa, która tak bardzo
raziła mnie w oczy, to język. Niby opowiadający o prostej, miłosnej historii,
ba, pomimo młodego wieku dopiero co wkraczającej w dorosłość bohaterki, był to
erotyk, ale zawierający tyle poetyckich metafor, tyle pięknych i wykwintnych
porównań, że traciło to na autentyczności. Bohaterowie byli przez to mdli.
Język był pozbawiony dynamiczności. Wszystko wolniutko płynęło. Razem z fabułą,
która niby się przesuwała do przodu, jednak nie miałam pojęcia, gdzie zmierza.
I nawet jeśli ostatecznie miałoby się zakończyć w innym porcie niż ten, do
którego bohaterowie zmierzali, to chociaż byśmy na coś czekali. Na jakieś
konkretne zakończenie. A tutaj tego nie było. Czytałam, nie widząc żadnej
zapowiedzi punktu kulminacyjnego, który jak już się pojawił, to trwał dosłownie
kilka ostatnich stron.
— Dobra, Ruda, później się pokłócimy, bo
widzę, że masz wenę.
Rozdziały były krótkie. I to jest
ogromna zaleta tej książki. Nie przebrnęłabym przez większą ilość stron na raz.
Ponadto kończyły się one tak, że wcale nie ciągnęło nas do tego, żeby
przeczytać jeszcze jeden rozdział, a
po nim kolejny i jeszcze dwa następne. I nawet kiedy zostało mi pięć ostatnich
rozdziałów, nie bardzo korciło mnie, aby zobaczyć, jak to się zakończy. A po poznaniu
ostatniego z nich, jestem zła na to, że w ogóle go przeczytałam. Zakończenie
najbardziej mnie zaskoczyło, aczkolwiek nie mówię tego w pozytywnym tego słowa
znaczeniu. I kiedy zobaczyłam, że jest to koniec tomu pierwszego, wcale nie
czułam się lepiej. Wątpię, żebym sięgnęła do tej serii w kolejnej części.
Miłości nie liczy się w latach, lecz w
chwilach, które zostają w pamięci.
Dużo już narzekałam, to może czas na
pozytywy? Pomysł był całkiem dobry. Grecka wyspa… młodzi zranieni przez życie,
w mniejszym lub większym stopniu, ludzie, miłość, która zrodziła się między
nimi. To mogło wyjść naprawdę dobrze. Widziałam wiele pozytywnych recenzji tej
książki, więc być może to tylko moje odczucia, że coś tutaj głównie w kreacji
bohaterów poszło mnie tak jak powinno. Może jestem zmęczona czytaniem romansów,
a może odczułam to tak dlatego, że byłam po lekturze innych, wręcz genialnych
książek z tego gatunku. W każdym razie, cieszę się, że polskie autorki sięgają
po gatunki, których w Polsce jest dość mało. Zazwyczaj można się tu spotkać z
sagami rodzinnymi, niż dobrze napisanymi romansami dla młodych dorosłych. I
mimo, że ta książka mnie nie zachwyciła, to też jakoś szczególnie mnie nie
irytowała. Po prostu czytałam ją bez większych emocji, chociaż widziałam zarówno
w fabule, jak i bohaterach potencjał na coś naprawdę ekstra. Może przy
kolejnych książkach autorce pójdzie lepiej i jej powieści staną na mojej półce
ulubionych.
— Jesteś szalony.
(…)
— Raczej zakochany.
Ilias
to książka, która wydawała się być dobra z zewnątrz. Powierzchownie miała
wszystko to, co powinna. Jeśli jednak usiadało się nad nią z lupą, można było
zauważyć niedociągnięcia. Czytało mi się ją nawet całkiem przyjemnie, ale bez
fajerwerków. Akcja toczyła się wolno, a bohaterowie zmieniali zbyt szybko. Może
gdyby zamienić ze sobą te dwa elementy, wyszłoby tak, jak tego się spodziewałam
po zapowiedziach tej książki. Nie jestem w stanie wam polecić tej książki, ale
i nie odradzam czytania, gdyż może wam przypadnie do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz