poniedziałek, 6 lutego 2017

"Wyśnione miejsca" Brenna Yovanoff

TYTUŁ: Wyśnione miejsca
AUTOR: Brenna Yovanoff
ILOŚĆ STRON: 356
WYDAWNICTWO: Otwarte
TŁUMACZENIE: Adriana Sokołowska-Ostapko
DATA WYDANIA: 17.08.2016


Są dwie Waverly.
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.

Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.

Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość? 





Książka trafiła w moje ręce ze względu na to, że znajdowała się w jednym z moondrive boxów. I aż wstyd się do tego przyznawać, ale głównym czynnikiem wpływającym na to, iż po nią sięgnęłam wcale nie był opis z tyłu, ale przepiękna okładka, której widokiem napawam się nawet teraz, podczas pisania tej recenzji. Czy jednak wnętrze było tak samo dobre jak jej wygląd zewnętrzny?

„Nie łudźmy się. Wszyscy dbamy o to, jak ocenią nas inni.”

Zacznijmy od opisu. Opisu, który wcale nam wiele nie mówi. Wiemy z niego tyle, że będziemy mieć do czynienia z dwójką młodych ludzi, którzy wcale nie są tacy, jakimi się pokazują innym. Dlaczego nie było tu nic więcej? A dlatego, że ta książka nie ma w sobie spektakularnej historii. Nie ma wartkiej akcji. Nie ma konkretnego wydarzenia, którego fabuła mogłaby się trzymać. Co zatem sprawia, że jest to tak fascynująca opowieść? Z pewnością idealnie wykreowani bohaterowie. I to wcale nie znaczy, że oni byli idealni, bo do ideału było im daleko, chociaż można z tym polemizować w odniesieniu do Waverly. Mieli natomiast bardzo złożony profil psychologiczny, co sprawiło, że te postacie wydawały się być prawdziwe. Że gdyby wyciągnąć je z kartek powieści i umieścić w naszej rzeczywistości, wcale nie odstawałyby od innych ludzi.

„Chciałabym ponazywać wszystkie myśli, które tłuką mi się po głowie jak szalone, i wiedzieć, że istnieje na tym świecie ktoś, kto je zrozumie.”

Gdzie zatem tkwi haczyk? Przecież ta książka nie może być tak po prostu idealna. I tak jak bohaterowie - nie była. Ale jeśli coś nie jest idealne, nie oznacza to, że nie może być dobre. Pomimo tego, że ta powieść nie miała jakiejś głębszej fabuły, nadrabiała swoją tematyką. Tymi drobnymi wątkami, które są niezwykle ważne. Jest to książka, która moim zdaniem idealnie oddaje myśli wielu młodych ludzi. Ich zagubienie. Próbę wpasowania się do otoczenia. Zapomnienia o wszystkich problemach. Przyjaźń, relacje między ludźmi. To wszystko się tu znajduje i chociaż czasami schodzi na dalszy plan, każdy z tych wątków jest niezwykle przemyślany, chociaż czasami ilość równorzędnych spraw w niej zawartych może się kojarzyć z małym chaosem. Na pierwszy plan jednak wysuwa się właśnie opowieść Waverly i Marshalla.

„Rzeczywistość nie zawsze musi być uporządkowana i kierować się zasadami zdrowego rozsądku.”

Ale wracają do fabuły. Pomimo tego, że nie było tu żadnego kulminacyjnego momentu, nie było niczego, czego czytelnik mógłby wyczekiwać, to z pewnością nie była to głupiutka książka o wszystkim i o niczym. Dotykała spraw ważnych w bardzo emocjonalny sposób. Możliwe, że tylko ja czytając tę książkę czułam tak wiele emocji, bo główna bohaterka, mimo że czasami strasznie mnie irytowała, w pewnym sensie przypominała mi mnie samą.

„W życiu nie chodzi tylko o to, aby być idealnym.”

Waverly to z jednej strony dziewczyna idealna. Najlepsza w każdym aspekcie swojego życia. Wybitna uczennica, zdolna biegaczka, obracająca się w towarzystwie popularnych osób, aczkolwiek sama nie pozwalająca na to, żeby ktokolwiek mógł powiedzieć o niej złe zdanie. Nie dawała się nikomu tak naprawdę poznać. Nikt wcześniej nigdy nie spotkał tej drugiej Waverly. Tej, która nigdy nie sypia, która wcale nie jest wyćwiczonym robotem, który w każdej sytuacji wie, jak powinien się zachować. Która wcale nie chce być taka idealna, ale boi się, że po zrzuceniu maski jej całe życie wywróci się do góry nogami.

Poza tym wie, że mój wewnętrzny świat pochłania mnie do tego stopnia, iż nie zawsze pamiętam, jaki wyraz twarzy powinnam przybrać.”

Marshall to chłopak, który nie raz przedawkował z alkoholem. Który nie raz zaliczył odlot. Którego nie obchodzi to, że grozi mu wydalenie ze szkoły. Którego nie obchodzi nic. Ale czy tak naprawdę? W końcu i Marshall ma swoją drugą twarz. Tamten chłopak czuje więcej, niż sam by chciał, ma dosyć problemów, które go otaczają, ale nie potrafi być tak obojętny, jakim daje się poznać innym ludziom.

„To głupie: tak naprawdę poczułem się lepiej, gdy przestałem udawać, że wszystko dobrze.”

Te dwie, na pozór całkiem odmienne osoby spotykają się… we śnie. Tam są tylko oni. Nie ma nikogo więcej, przed kim musieliby zakładać swoje maski, przed kim musieliby udawać. Tam mogą być sobą. Okazuje się jednak, że zdjęcie jej również w rzeczywistości, odsłaniając się przy tym przed całą szkołą, wszystkimi znanymi im osobom, już takie łatwe nie jest. Czy zarówno idealna Waverly, jak i bad boy Marshall zdecydują się na to, aby zakończyć z udawaniem? Żeby przenieść swoje wyśnione miejsce również do rzeczywistości?

„Strasznie trudno kogoś kochać, jeśli trzeba to robić jawnie.”

Ta dwójka bohaterów od razu przypadła mi do gustu i zyskała moją sympatię. Każdy miał swoje wady i zalety. Waverly swoim wpieraniem, że ona nic nie czuje; Marshall swoją kompletną obojętnością, nie raz mnie irytowali. Nie potrafiłam ich jednak przez to skreślić, bo cały czas przebijało się ich prawdziwe ja, które nie było już tak bardzo męczące. Które było tak rzeczywiste, że miałam ochotę przewrócić kolejną kartkę tylko po to, żeby lepiej ich poznać. Żeby zobaczyć, jak rozwija się relacja między nimi. I chociaż na początku czułam, że ta książka strasznie mi się spodoba, nie potrafiłam przez nią przebrnąć. Zmieniło to się od połowy, gdzie książkę zaczęłam niemal pożerać. Strona po stronie, aż nagle się zorientowałam, że zostało tylko kilka kartek.

To, jaki chcesz być, zmienia się w zależności od tego, kto jest obok ciebie, ale mimo wszystko nadal cały czas jesteś przecież sobą.”

Autorka idealnie nakreśliła te dwie postacie. Oprócz tego można wyodrębnić na drugim planie Maribeth, czyli przyjaciółkę Waverly, a także Autumn, dziewczynę, która nie potrafi zrozumieć zachowania głównej bohaterki. Zestawienie tych dwóch dziewczyn było niesamowicie silnym kontrastem. Pozwalało to spojrzeć na prawdziwe oblicze relacji, jakie się nawiązało z inną osobą i niekiedy uświadomić, że wcale nie jest się kimś aspołecznym, a tylko nie spotkało się ludzi, z którymi można poczuć się naprawdę dobrze, przy których można być sobą, nikogo nie udając. W rzeczywistości reszta bohaterów, choć co jakiś czas przewijała się gdzieś w tle, mogłaby tutaj nie istnieć. Byli oni jedynie rekwizytami potrzebnymi do stworzenia odpowiedniej scenerii. To Waverly i Marshall grali tutaj pierwsze skrzypce, ale robili to tak niezwykle dobrze, że reszta bohaterów naprawdę nie była potrzebna.

„Wrażenie, jakie wywołujemy, jest odwrotnie proporcjonalne do tego, co ludzie wiedzą na nasz temat.”

Autorka pisała językiem dość zwyczajnym, aczkolwiek nierzadko dodawała najróżniejsze porównania, do zjawisk chemicznych, biologicznych, a także wielu naukowych faktów. I choć styl autorki wydawał się dość lekki, to nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego, ale niektóre zdania były dość skomplikowane do odbioru. I tutaj już nie chodzi o to, że było użyte niecodziennie słownictwo, a być może zdania było skonstruowane w dość skomplikowany sposób. A może odnosiłam takie wrażenie przez to, że ta książka wzbudzała we mnie silne emocje. Że tak bardzo kibicowałam bohaterom, wybiegając na przód, aż nie musiałam po chwili się cofnąć, aby zrozumieć sens danego zdania. Podziwiam jednak warsztat autorki za to, że potrafiła zrobić z najzwyklejszej i czasem nawet dość zniechęcającej sceny taką (napisaną w tak obrazowy sposób), że aż chciało ją się czytać po kilka razy, widząc przed swoimi oczami tak dobrze namalowany obraz tamtego wydarzenia.

„Nieodłącznym elementem mówienia prawdy jest to, że ludzie zwykle reagują na nią inaczej, niżbyśmy chcieli.”

„Wyśnione miejsca” są opowieścią młodzieżową zawierającą nutkę fantastyki, jednak ci, którzy nie przepadają za nią, nie muszą się obawiać. Tu fantastyka była przedstawiona wręcz w baśniowy sposób. Polecam tę książkę każdemu, kto ma dosyć wyidealizowanego świata, z zawsze perfekcyjnymi bohaterami, których życie toczy się zadziwiająco dobrze. Ta książka, mimo niektórych nierealistycznych wątków, jest tak prawdziwa, że wzbudziła we mnie nie tylko wiele emocji, ale także wielkie uznanie dla autorki za to, że potrafiła stworzyć tak dobrze napisaną książkę bez zwrotów akcji, bez większej fabuły. To powieść, w której można znaleźć mnóstwo świetnych cytatów. To także książka, która z pewnością trafi na listę tych, które szczególnie mi się spodobały.

„– Nie musisz być idealna.
(…)
– Powiedz to jeszcze raz.”


3 komentarze:

  1. Znalazłam ją ostatnio w bibliotece i na ferie będę czytać! :) Jestem ciekawa jak wypadnie w moich oczach i już nie mogę się doczekać. Nie dziwię się, że sięgnęłaś ze względu na okładkę, bo ja też się nią kierowałam, przed czytaniem opisu :p

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dawna mam na nią ochotę i mam nadzieję, że się nie zawiodę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach na ten tydzień. Trzeba zakończyć ferie z przytupem :)

    OdpowiedzUsuń