AUTOR: Brenna Yovanoff
ILOŚĆ STRON: 356
WYDAWNICTWO: Otwarte
TŁUMACZENIE: Adriana Sokołowska-Ostapko
DATA WYDANIA: 17.08.2016
Są dwie Waverly.
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.
Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.
Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?
Książka trafiła w moje ręce ze
względu na to, że znajdowała się w jednym z moondrive boxów. I aż wstyd się do
tego przyznawać, ale głównym czynnikiem wpływającym na to, iż po nią sięgnęłam
wcale nie był opis z tyłu, ale przepiękna okładka, której widokiem napawam się
nawet teraz, podczas pisania tej recenzji. Czy jednak wnętrze było tak samo
dobre jak jej wygląd zewnętrzny?
„Nie łudźmy się. Wszyscy dbamy o to, jak ocenią nas inni.”
Zacznijmy od opisu. Opisu, który
wcale nam wiele nie mówi. Wiemy z niego tyle, że będziemy mieć do czynienia z
dwójką młodych ludzi, którzy wcale nie są tacy, jakimi się pokazują innym.
Dlaczego nie było tu nic więcej? A dlatego, że ta książka nie ma w sobie
spektakularnej historii. Nie ma wartkiej akcji. Nie ma konkretnego wydarzenia,
którego fabuła mogłaby się trzymać. Co zatem sprawia, że jest to tak
fascynująca opowieść? Z pewnością idealnie wykreowani bohaterowie. I to wcale
nie znaczy, że oni byli idealni, bo do ideału było im daleko, chociaż można z
tym polemizować w odniesieniu do Waverly. Mieli natomiast bardzo złożony profil
psychologiczny, co sprawiło, że te postacie wydawały się być prawdziwe. Że
gdyby wyciągnąć je z kartek powieści i umieścić w naszej rzeczywistości, wcale
nie odstawałyby od innych ludzi.
„Chciałabym ponazywać wszystkie myśli, które tłuką mi się po głowie jak
szalone, i wiedzieć, że istnieje na tym świecie ktoś, kto je zrozumie.”
Gdzie zatem tkwi haczyk? Przecież
ta książka nie może być tak po prostu idealna. I tak jak bohaterowie - nie
była. Ale jeśli coś nie jest idealne, nie oznacza to, że nie może być dobre.
Pomimo tego, że ta powieść nie miała jakiejś głębszej fabuły, nadrabiała swoją
tematyką. Tymi drobnymi wątkami, które są niezwykle ważne. Jest to książka,
która moim zdaniem idealnie oddaje myśli wielu młodych ludzi. Ich zagubienie.
Próbę wpasowania się do otoczenia. Zapomnienia o wszystkich problemach.
Przyjaźń, relacje między ludźmi. To wszystko się tu znajduje i chociaż czasami
schodzi na dalszy plan, każdy z tych wątków jest niezwykle przemyślany, chociaż
czasami ilość równorzędnych spraw w niej zawartych może się kojarzyć z małym
chaosem. Na pierwszy plan jednak wysuwa się właśnie opowieść Waverly i
Marshalla.
„Rzeczywistość nie zawsze musi być uporządkowana i kierować się
zasadami zdrowego rozsądku.”
Ale wracają do fabuły. Pomimo
tego, że nie było tu żadnego kulminacyjnego momentu, nie było niczego, czego
czytelnik mógłby wyczekiwać, to z pewnością nie była to głupiutka książka o
wszystkim i o niczym. Dotykała spraw ważnych w bardzo emocjonalny sposób. Możliwe,
że tylko ja czytając tę książkę czułam tak wiele emocji, bo główna bohaterka,
mimo że czasami strasznie mnie irytowała, w pewnym sensie przypominała mi mnie
samą.
„W życiu nie chodzi
tylko o to, aby być idealnym.”
Waverly to z jednej strony
dziewczyna idealna. Najlepsza w każdym aspekcie swojego życia. Wybitna
uczennica, zdolna biegaczka, obracająca się w towarzystwie popularnych osób,
aczkolwiek sama nie pozwalająca na to, żeby ktokolwiek mógł powiedzieć o niej
złe zdanie. Nie dawała się nikomu tak naprawdę poznać. Nikt wcześniej nigdy nie
spotkał tej drugiej Waverly. Tej, która nigdy nie sypia, która wcale nie jest
wyćwiczonym robotem, który w każdej sytuacji wie, jak powinien się zachować.
Która wcale nie chce być taka idealna, ale boi się, że po zrzuceniu maski jej
całe życie wywróci się do góry nogami.
„Poza tym wie, że mój wewnętrzny świat pochłania mnie do tego stopnia,
iż nie zawsze pamiętam, jaki wyraz twarzy powinnam przybrać.”
Marshall to chłopak, który nie
raz przedawkował z alkoholem. Który nie raz zaliczył odlot. Którego nie
obchodzi to, że grozi mu wydalenie ze szkoły. Którego nie obchodzi nic. Ale czy
tak naprawdę? W końcu i Marshall ma swoją drugą twarz. Tamten chłopak czuje
więcej, niż sam by chciał, ma dosyć problemów, które go otaczają, ale nie
potrafi być tak obojętny, jakim daje się poznać innym ludziom.
„To głupie: tak naprawdę poczułem się lepiej, gdy przestałem udawać, że
wszystko dobrze.”
Te dwie, na pozór całkiem
odmienne osoby spotykają się… we śnie. Tam są tylko oni. Nie ma nikogo więcej,
przed kim musieliby zakładać swoje maski, przed kim musieliby udawać. Tam mogą
być sobą. Okazuje się jednak, że zdjęcie jej również w rzeczywistości,
odsłaniając się przy tym przed całą szkołą, wszystkimi znanymi im osobom, już
takie łatwe nie jest. Czy zarówno idealna
Waverly, jak i bad boy Marshall
zdecydują się na to, aby zakończyć z udawaniem? Żeby przenieść swoje wyśnione miejsce również do
rzeczywistości?
„Strasznie trudno kogoś kochać, jeśli trzeba to robić jawnie.”
Ta dwójka bohaterów od razu
przypadła mi do gustu i zyskała moją sympatię. Każdy miał swoje wady i zalety.
Waverly swoim wpieraniem, że ona nic nie czuje; Marshall swoją kompletną
obojętnością, nie raz mnie irytowali. Nie potrafiłam ich jednak przez to
skreślić, bo cały czas przebijało się ich prawdziwe ja, które nie było już tak bardzo męczące. Które było tak
rzeczywiste, że miałam ochotę przewrócić kolejną kartkę tylko po to, żeby
lepiej ich poznać. Żeby zobaczyć, jak rozwija się relacja między nimi. I
chociaż na początku czułam, że ta książka strasznie mi się spodoba, nie
potrafiłam przez nią przebrnąć. Zmieniło to się od połowy, gdzie książkę
zaczęłam niemal pożerać. Strona po stronie, aż nagle się zorientowałam, że
zostało tylko kilka kartek.
„To, jaki chcesz być, zmienia się w zależności od tego, kto jest obok
ciebie, ale mimo wszystko nadal cały czas jesteś przecież sobą.”
Autorka idealnie nakreśliła te
dwie postacie. Oprócz tego można wyodrębnić na drugim planie Maribeth, czyli
przyjaciółkę Waverly, a także Autumn, dziewczynę, która nie potrafi zrozumieć
zachowania głównej bohaterki. Zestawienie tych dwóch dziewczyn było
niesamowicie silnym kontrastem. Pozwalało to spojrzeć na prawdziwe oblicze
relacji, jakie się nawiązało z inną osobą i niekiedy uświadomić, że wcale nie
jest się kimś aspołecznym, a tylko nie spotkało się ludzi, z którymi można
poczuć się naprawdę dobrze, przy których można być sobą, nikogo nie udając. W
rzeczywistości reszta bohaterów, choć co jakiś czas przewijała się gdzieś w
tle, mogłaby tutaj nie istnieć. Byli oni jedynie rekwizytami potrzebnymi do
stworzenia odpowiedniej scenerii. To Waverly i Marshall grali tutaj pierwsze
skrzypce, ale robili to tak niezwykle dobrze, że reszta bohaterów naprawdę nie
była potrzebna.
„Wrażenie, jakie wywołujemy, jest odwrotnie proporcjonalne do tego, co
ludzie wiedzą na nasz temat.”
Autorka pisała językiem dość
zwyczajnym, aczkolwiek nierzadko dodawała najróżniejsze porównania, do zjawisk
chemicznych, biologicznych, a także wielu naukowych faktów. I choć styl autorki
wydawał się dość lekki, to nie jestem w stanie stwierdzić dlaczego, ale
niektóre zdania były dość skomplikowane do odbioru. I tutaj już nie chodzi o
to, że było użyte niecodziennie słownictwo, a być może zdania było skonstruowane
w dość skomplikowany sposób. A może odnosiłam takie wrażenie przez to, że ta
książka wzbudzała we mnie silne emocje. Że tak bardzo kibicowałam bohaterom,
wybiegając na przód, aż nie musiałam po chwili się cofnąć, aby zrozumieć sens
danego zdania. Podziwiam jednak warsztat autorki za to, że potrafiła zrobić z
najzwyklejszej i czasem nawet dość zniechęcającej sceny taką (napisaną w tak
obrazowy sposób), że aż chciało ją się czytać po kilka razy, widząc przed
swoimi oczami tak dobrze namalowany obraz tamtego wydarzenia.
„Nieodłącznym elementem mówienia prawdy jest to, że ludzie zwykle
reagują na nią inaczej, niżbyśmy chcieli.”
„Wyśnione miejsca” są opowieścią
młodzieżową zawierającą nutkę fantastyki, jednak ci, którzy nie przepadają za
nią, nie muszą się obawiać. Tu fantastyka była przedstawiona wręcz w baśniowy
sposób. Polecam tę książkę każdemu, kto ma dosyć wyidealizowanego świata, z
zawsze perfekcyjnymi bohaterami, których życie toczy się zadziwiająco dobrze.
Ta książka, mimo niektórych nierealistycznych wątków, jest tak prawdziwa, że
wzbudziła we mnie nie tylko wiele emocji, ale także wielkie uznanie dla autorki
za to, że potrafiła stworzyć tak dobrze napisaną książkę bez zwrotów akcji, bez
większej fabuły. To powieść, w której można znaleźć mnóstwo świetnych cytatów. To
także książka, która z pewnością trafi na listę tych, które szczególnie mi się
spodobały.
„– Nie musisz być
idealna.
(…)
– Powiedz to jeszcze
raz.”
Znalazłam ją ostatnio w bibliotece i na ferie będę czytać! :) Jestem ciekawa jak wypadnie w moich oczach i już nie mogę się doczekać. Nie dziwię się, że sięgnęłaś ze względu na okładkę, bo ja też się nią kierowałam, przed czytaniem opisu :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
SZELEST STRON
Już od dawna mam na nią ochotę i mam nadzieję, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńMam w planach na ten tydzień. Trzeba zakończyć ferie z przytupem :)
OdpowiedzUsuń