poniedziałek, 7 września 2015

"Mały Książę ze strychu" Janusz Włodarczyk

TYTUŁ: Mały książę ze strychu
AUTOR: Janusz Włodarczyk
ILOŚĆ STRON: 98
WYDAWNICTWO: Novae Res
DATA PREMIERY: 07.08.2015r.

Opowieść o chłopcu mieszkającym na małej planecie czytał chyba każdy. I chyba każdy był ciekaw, jakie jeszcze przygody przeżył Mały Książę…
Pewnego razu na strychu odnaleziony zostaje kufer po babci, a w nim zapiski w języku Balzaka. Gdy zostają przetłumaczone, okazuje się, że mogą to być fragmenty Małego Księcia Antoine’a de Saint-Exupéry’go, które nie znalazły się w jego książce. Z odnalezionych kartek dowiemy się, dlaczego Mały Książę opuścił Różę. Zwiedzimy kolejne planety i miejsca na Ziemi, w których spotkamy dziwne postacie, od których nasz bohater nauczy się wiele nowego.




Za możliwość poznania dalszych losów Małego Księcia dziękuję portalowi zaczytajsie.pl oraz Wydawnictwu Novae Res.



„Mały Książę” autorstwa Antoine de Saint-Exupery był zawsze książką nie tylko popularną, ale także bardzo cenioną zarówno u dzieci, młodzieży, jak i dorosłych. Szczególnie ostatnimi czasy, gdy do kin weszła ekranizacja „Małego Księcia” ludzie zaczęli przypominać sobie historie chłopca i jego róży, a ci, którzy nie mieli jeszcze okazji jej przeczytać, czym prędzej się za nią zabierali. Wiele jest takich osób, które kochają tę książkę do takiego stopnia, że mogliby ją czytać w kółko. Jeden z wielkich fanów „Małego Księcia” postanowił dopisać kontynuację i tak oto powstał „Mały Książę ze strychu” autorstwa Janusza Włodarczyka.

Główny bohater tej książki znajduje na strychu w babcinym kuferku kartki z zapiskami po francusku. Po przetłumaczeniu ich przez jego znajomego okazuje się, że mogą to być historie Małego Księcia, które nie zostały ujęte w książce. Fragmenty, które opowiadały o tym co dzieje się w domu człowieka, który te kartki znalazł były naprawdę ciekawie wplecione w całość i absolutnie nie zawadzały.
Książka, można powiedzieć, że jest podzielona na trzy części. W pierwszej Mały Książę wędruje po różnych planetach, m.in. lekarza, poety, narcyza, wynalazcy i muszę przyznać, że ta część podobała mi się najbardziej. W największym stopniu wpasowywała się w „Małego Księcia” i faktycznie można by powiedzieć, że były to jego nieopublikowane nigdzie fragmenty. W kolejnej chłopiec znajduje się w wielkim mieście i jak na mój gust, była to zbyt bardzo współczesna wersja, żeby pasować do takiego klasyka, jakim jest dzieło Antoine’a de Saint-Exuperyego. W ostatniej natomiast dowiadujemy się o tym, co stało się później, jak Mały Książę wrócił na swoją planetę.

W tej książce znajdziemy odpowiedzi na różne nurtujące nas pytania. Dowiemy się między innymi tego, jak Mały Książę znalazł się na swojej planecie i jak ona w ogóle powstała.

Po przeczytaniu „Małego Księcia ze strychu” zastanawiało mnie co się stało z kotkiem, którego Mały Książę wysłał na swoją planetę. Było to przeoczenie autora? A może uznał to za nieistotny fakt i po prostu postanowił go pominąć?

Spodziewałam się po tej książce więcej cennych lekcji, prawd życiowych, których tak wiele było w „Małym Księciu”, tu znalazłam ich zaledwie kilka.

„(…)Ja nie szukam mieszkańców. Ja… ja szukam ludzi.”

Książka jest napisana w taki sposób, że czytając ją, nie jesteśmy pewni, czy zapiski faktycznie zostały odnalezione na strychu, a tajemniczym mężczyzną, który je znalazł był autor powieści, czy też on sam je wymyślił. Wnioskując z jego zamiłowania do czytania „Małego Księcia”, ta druga opcja wydaje się być bardziej prawdopodobna.

Sięgając po tę pozycję spodziewałam się czegoś ciut bardziej filozoficznego i odrobinę mniej współczesnego. Myślałam, że spotkamy więcej ludzi posiadających swoje planety, tak jak to było w przypadku „Małego Księcia” i początku „Małego Księcia ze strychu”. W niektórych momentach styl autora wyglądał tak, jakby kartki były wyjęte prosto spod pióra Saint-Exuperyego, w innych natomiast był on zupełnie inny, jakby odrobinę wymuszony. Mimo tego, że książka liczy niecałe sto stron, a nieco mniej niż połowa zajmują barwne obrazki, to o ile pierwszą część przeczytałam właściwie
błyskawicznie, tak przez kolejne, mimo, iż czytało je się przyjemnie, nie ciągnęło mnie tak bardzo, aby poznać co będzie dalej. Nie była to zła lektura, bo naprawdę okazała się miłą powieścią na wieczór, to nie urzekła mnie tak bardzo, aby dodać ją do listy ulubionych. Jeśli podobały wam się historie Małego Księcia, to zachęcam was do zerknięcia na tę pozycję, bo może być ciekawą alternatywą dla wszystkich miłośników historii o małym chłopcu.

12 komentarzy:

  1. Nie spotkałam się nigdy z tą książką.
    Pozdrawiam.
    http://miedzy--stronami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna z najbardziej wartościowych lektur :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Małego Księcia i będę musiała sięgnąć również po tę pozycję. Myślę, że może być miłym uzupełnieniem klasyku bo dorównać nie ma szans :) Pozdrawiam :)
    http://biegiemdoksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jakoś średnio przepadam za Małym księciem. Pomysłowa książeczka, ale nie zachwyciła mnie tak, jak innych :s A z tą książką się nigdy nie spotkałam, ale raczej nie sięgnę :x

    LimoBooks :)


    OdpowiedzUsuń
  5. o rany kocham Małego Księcia i z chęcią przeczytam tę pozycję ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Historię Małego Księcia uwielbiam, więc chętnie sięgnę też po wersję ze strychu. ;)
    Bo kocham czytać!

    OdpowiedzUsuń
  7. Małego księcia bardzo lubię, ciekawe jaka będzie dla mnie ta propozycja.
    Pozdrawiam
    http://recenzjelaury.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię "Małego księcia", dlatego do wszelkich kontynuacji i wersji alternatywnych podchodzę sceptycznie i na paluszkach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie znałam tej książki i cieszę się mogłam ją poznać. Może to nie jest taka zła pozycja? Czasami potrzeba czasu żeby coś polubić, niekiedy przeczytać dwa razy, a nawet wrócić po kilku latach. I nagle okazuje się perełką. Chętnie bym się przekonała czy powyższa książka należy do tego rodzaju literatury.

    OdpowiedzUsuń
  10. No cóż, jak chodzi o kotka, którego mama nazywała Tygryskiem i jego dalsze losy, to odsyłam do rozdziału w którym dziennikarz w swoim artykule pisze o tygrysie wałęsającym się od jakiegoś czasu po planecie. Dziennikarz w pogoni za sensacją nie nie poinformował czytelników ,że jest to znany nam z wczesniejszego rozdziału kotek.

    OdpowiedzUsuń
  11. No cóż, jak chodzi o kotka, którego mama nazywała Tygryskiem i jego dalsze losy, to odsyłam do rozdziału w którym dziennikarz w swoim artykule pisze o tygrysie wałęsającym się od jakiegoś czasu po planecie. Dziennikarz w pogoni za sensacją nie nie poinformował czytelników ,że jest to znany nam z wczesniejszego rozdziału kotek.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mały książę to zdecydowanie moja ulubiona lektura, nigdy na to miast nie słyszałam o tej książce (szkoda że nie było wokół niej szumu). Muszę ją na 100% przeczytać.

    OdpowiedzUsuń